★★★★★★★★☆☆ |
1. Introdukcja 2. Rilke 3. Missisipi w Ogniu 4. Get it Right 5. Son of a Gun 6. Wiosna 7. HKDK 8. Ki Czort feat. Adam „Nergal” Darski 9. Ultimo 10. Psychopomp 11. Czarna Madonna 12. BONUS – Warszawa, 17:11
SKŁAD: Tomasz Organek – wokal, gitara, teksty, Adam Staszewski – gitara basowa, Tomasz Lewandowski – instr. klawiszowe, Robert Markiewicz – perkusja
PRODUKCJA: Jacek Antosik i Organek
WYDANIE: listopad 2016 – Mystic Production
W dwa lata od premiery debiutanckiej, bardzo dobrze przyjętej płyty „Głupi”, Tomasz Organek przedstawia nam skąpaną w ciemnych szatach, tajemniczą, „Czarną Madonnę”. To jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie muzycznych premier w naszym kraju. Na punkcie „Głupiego” „zgłupiałem” całkiem porządnie, toteż i nadzieję związane z nowym albumem były u mnie niemałe. Czy Organek na swojej drugiej płycie wzbił się na szczyt moich oczekiwań?
Zaczyna się obiecującą, mocną, instrumentalną Introdukcją, która wprowadza nas w zadziorny, utrzymany w klimacie dobrze znanym z debiutu Rilke. Po tych zaledwie kilku minutach czuję narastającą ekscytacje, czuję także echa Muse i to nie tylko w kwestii mocnych, przesterowanych i charakterystycznie przetworzonych gitar, ale wręcz dosłownego cytatu w postaci pojawiającego się w środkowej części riffu, bliźniaczo podobnego do tego, który usłyszeć możemy w zwrotkach należącego do Anglików Psycho z „Drones” (2015). Po tak silnej, uderzeniowej dawce dostajemy singlowe Missisipi w Ogniu, które było powodem moich obaw, co do muzycznej zawartości „Czarnej Madonny”. To w moim przekonaniu słaba i na całe szczęście fałszywa zapowiedź albumu. Gitara przywołująca klimat nagrań Chrisa Isaaka nie wystarczyła aby przekonać mnie, co do singlowego potencjału jaki zdecydowanie miały utwory w stylu Nie lubię czy Kate Moss. Niemniej jednak utwór ten z pewnością nosi wszelkie znamiona „przebojowości” istotne z komercyjnego punktu widzenia, o czym świadczyć mogą notowania Missisipi… na listach przebojów i statystyki wyświetleń na portalach społecznościowych. Nie zmienia to faktu, że odstaje on wyraźnie na tle całego albumu tak klimatem, jak i poziomem, ten na szczęście już po chwili szybuje w górę za sprawą dwóch, niezwykle dynamicznych, krótkich rockowych petard w postaci anglojęzycznych Get it Right (co za riff!) i Son of a Gun , którego końcówka sprawi, że na koncertach będzie się kurzyło pod sceną. Pobudza także następna w kolejności Wiosna – czy mogło być inaczej, skoro utwór poświęcony jest tej pięknej, „budzącej nas do życia” porze roku? Chociaż w tym wypadku jest ona raczej kapryśna i zmienna. Wyczuwam kolejny przebój i prawdopodobnie kolejny singiel. Wiosenne kwiaty zostają podeptane, a aura kwitnącej miłości przegnana przez zagrany niemal z punkową energią HKDK. Podobnie jak w przypadku pochodzącego z debiutu utworu Kate Moss, tak i tutaj Organek jawi się jako baczny obserwator socjologicznych fenomenów przedstawiając je plastycznie w wersach takich jak ten – Mercedesy, dresy, długo nic, panny z dzieckiem zamiast szkoły i generacja Nic, X, Y, Z, pop, absurdy, brokat złoty deszcz kwitując tę chwytliwą wyliczankę w prostym refrenie – hardkor i disko, widziałem już wszystko. Wraz z kompozycją Ki Czort dowiadujemy się jaka jest etymologia nurtujących wielu słuchaczy autobiograficznych wersów z otwierającego debiut Organka utworu Nazywam się Organek. Gościnnie pojawia się tutaj Adam „Nergal” Darski, w roli – a jakże! – Czorta, który w zamian za zaprzedanie duszy zaoferował bohaterowi sławę i blichtr. Historia znana z Crossroads Roberta Johnsona jak widać ma również swoją polską adaptację. Intymnie, nastrojowo, choć raczej w ciemnych barwach, robi się za sprawą lirycznego Ultimo, zaś w Psychopomp Organek zostawia nas, na wzór swojego pierwszego przeboju Głupi ja, sam na sam z akustyczną gitarą i przejmującą pieśnią zabierającą nas w podróż w niemal rytualnym ujęciu, której przewodzi wszechwładna Matka Natura. Wreszcie pod numerem jedenaście pojawia się kompozycja tytułowa. Monumentalna, stonowana, 6 minutowa Czarna Madonna, która w pełnej krasie jawi się elegancją, powagą i dojrzałością. W postaci bonusu dostajemy jeszcze skomponowany na potrzeby filmu „11 minut” instrumentalny temat Warszawa, 17:11. 46 minut, płyta się zatrzymuje, ja biorę głęboki oddech i potakuję głową przekonując sam siebie jak dobrze spędzony był to czas.
Organek nie wymyśla koła na nowo, ale zdecydowanie wprawia je w ruch. „Czarna Madonna” to logiczna kontynuacja „Głupiego”. Krótkie utwory, zostawiające niedosyt, co sprawia że chce się do nich wracać, mimo że są to proste, schematyczne, klasycznie rockowe numery. Rockowy tradycjonalizm łączy się tutaj z nowoczesnym podejściem do grania w stylu „starej szkoły”. Organek nie odcina się od swoich korzeni, nie ukrywa także inspiracji, które słychać z każdym dźwiękiem. Same utwory mają koncertowy potencjał do rozwijania ich w postaci luźnych jamów, tak jak było to w przypadku chociażby King of the Parasites czy całkowicie zmieniającego podczas koncertów swoje oblicze Głupi ja. Na wstępie „Czarnej Madonny” Organek wysuwa prośbę – Czarna Madonno daj się przekonać, że warto uwierzyć we mnie raz jeszcze. Ja uwierzyłem, nie żałuję.