Wprawdzie to debiut, ale musimy sobie zdawać sprawę, że początki karier muzyków udzielających się w tym projekcie sięgają lat 80. Muzyka ProAge oscyluje wokół kombinacji progresywnego i alternatywnego rocka (Two Words), chociaż Panowie sugerują się również metalowymi inspiracjami (Charon). Całość jest jednak jak na tyle lat doświadczenia prezentuje się jednak dość standardowo, powodując gatunkową degrengoladę. Na próżno szukać tu więc muzycznych eksperymentów. Muzyka jest dość hermetycznie zamknięta w sferze progresji, począwszy od dość zachowawczych wokali do samych aranżacji, które pozbawione są bardziej energicznych przejść czy wyrazistszych harmonii, bazując przez większość czasu na podkreśleniu archaicznego brzmienia klawiszy. Ostatecznie większość kompozycji, mimo że brzmi wyjątkowo przezroczyście, to jednak z drugiej strony ma problem z zaskoczeniem słuchacza. pozytywniejszych aspektów, należy zwrócić uwagę na charakterystyczną przestrzeń dodającą muzyce niespotykanego ciężaru formy ustawionej często na fundamentach ociężałej sekcji rytmicznej. Ponadto trzeba wspomnieć, że materiał został wydany w dwóch wersjach językowych i to właśnie nasz ojczysty język stanowi kolejny element dodający produkcji energetycznej wyporności. Język Shakespeare’a zmienia muzykę dość drastycznie, wskrzeszając w nim pokłady liryzmu. Ciekawy zabieg wydania materiału w dwóch wersjach językowych z pewnością zwiększy szanse na pozytywny odbiór, bo dzięki temu dostajemy twory o zupełnie innych formach ekspresji. Teksty są analizą ludzkich przemyśleń, poglądów na temat polityki, religii i innych nie mniej przerabianych dylematów. Cóż, Abraxas, Ananke ani Riverside to raczej nie jest, ale nie ma co się rzucać z motyką na księżyc. Myślę, że przez tyle lat można było jednak wynieść z doświadczenia dużo więcej i to właśnie staż owej formacji budzi we mnie konsternację. A może to określenie „debiutantów” zbiło ich z tropu?