Lebowski – Galactica

★★★★★★★★✭☆

1. Solitude of Savant 2. Midnight Syndrome 3. Goodbye My Joy 4. White Elephant 5. The Doosan Way 6. Galactica 7. Slightly Inhuman 8. Mirage Avenue 9. The Last King

SKŁAD: Marcin Grzegorczyk – gitary; Marcin Łuczaj – syntezatory, fortepian; Ryszard Łabul – gitara basowa; Krzysztof Pakuła – perkusja

PRODUKCJA: Marcin Grzegorczyk

WYDANIE: 26 stycznia 2019 – własne

Dużo czasu minęło, zanim wreszcie przyszło nam cieszyć się drugim pełnowymiarowym albumem grupy Lebowski. „Cinematic” pojawił się na rynku 10 października 2010 roku i zachwycił krytyków swoimi dostojnymi kompozycjami oddającymi hołd kinematografii poprzez wstawki głównie z polskich filmów. W 2013-14 zespół powrócił z dwoma singlami, ale zaraz potem znowu zrobiło się o nich cicho, by wreszcie powrócili w 2017 roku z albumem koncertowym, który zawiera aż 4 utwory, które znalazły się na tegorocznym „Galactica”. Pasjonaci grupy nie dostaną tutaj więc wiele nowości, ale cieszy bardzo, że kapeli udało się wreszcie zarejestrować nowy materiał w warunkach studyjnych.

Jako że minęło sporo czasu od debiutu, zacznijmy od zmian. Jeśli chodzi o personalne, Ryszard Łabul z Indios Bravos zastąpił Marka Żaka na stanowisku operatora niskich tonów. Zmianą, która na pewno wpływa na muzykę znacznie wyraźniej, jest zaś porzucenie wstawek filmowych. Było to niewątpliwie czymś, co wyróżniało kapelę i nadawało muzyce dramaturgii. Dziwi trochę całkowite usunięcie tego elementu, zważywszy że nie można mówić o wymęczeniu formuły. Od debiutu minęło prawie 9 lat!

Jeśli zastanawiacie się, w jakiej formie muzycznej jest Lebowski, nie powinniście się obawiać. Album koncertowy potwierdzał, że mają w zanadrzu świetne nowe pomysły i „Galactica” słucha się z ogromną przyjemnością. Często albumy instrumentalne są wymagające bądź po prostu nudne – brak wokali, rozmydlenie kompozycji czy brak dynamiki. Lebowski mają niezwykły talent do tworzenia angażujących i bardzo przystępnych kompozycji, które pozostają wierne etosowi rocka progresywnego.

Syntezatory jakby zyskały większą siłę w strukturze utworów Lebowski. Marcin Łuczaj przygotował świetne motywy, które zapadają w pamięć jako solowe elementy, ale też wyśmienicie dopełniają się z gitarą lub basem. Temat przewodni Midnight Syndrome ma szanse całkowicie wami zawładnąć. Kompozycję wzbogaca też mandolina Dariusza Kabacińskiego i wokalizy Katarzyny Dziubak. Jeśli dają gdzieś lekcje jak dawkować napięcie w kompozycji, to ten kawałek jest idealny do rozkładu na części pierwsze. Nie będę się już zagłębiał w przepiękny Goodbye My Joy prowadzony przez skrzydłówkę Markusa Stockhausena, bo utwór znany jest od 2013 roku. Jednym z całkowicie nowych kompozycji jest White Elephant, w którym zespół oddaje hołd Tool (świadomie bądź nie) ciężkim riffem podbitym bulgoczącym basem. Żeby namieszać jeszcze bardziej, syntezatory brzmią, jakby były wyjęte z wczesnego kina grozy. Galactica z kolei oferuje lekkie orientalizmy, Slightly Inhuman czaruje partiami fortepianu i porywa epickim zakończeniem, a The Last King zamyka zestaw najbardziej chyba metalowym ciężarem.

Oj warto było czekać na ten krążek. Zespół opanował trudną sztukę tworzenia ambitnej i rozbudowanej muzyki, od której bije ogrom autentycznych emocji. Słuchacz nie potrzebuje żadnych słów, by zapomnieć się w tej muzyce. Każda kompozycja oferuje coś innego, co sprawia, że płyta ma idealne tempo i dynamikę. Naprawdę dawno tak dobrze mi się niczego nie słuchało. Na razie ode mnie 8,5, ale nie wykluczam, że z czasem album urośnie w moim mniemaniu do miana arcydzieła.