★★★★★★★★✭☆ |
1. New States of Mind (Repetitive) 2. In a Tangle 3. With a Chance of Cloudy 4. Three Headed Monster Sight Unseen 5. Basements of Heaven 6. Sealing Wind into Bottles 7. Before the Murmur of Silence (Based on a True Story) 8. Space Travel in an Old Painting
SKŁAD: Mariusz Sobański – gitary, wiolonczela barytonowa; Paweł Rogoża – saksofon tenorowy; Kuba Jankowiak – trąbka; Witold Oleszak – fortepian; Piotr Oses – kontrabas; Krzysztof Waśkiewicz – gitara basowa; Miłosz Krauz – perkusja, instrumenty perkusyjne.
PRODUKCJA: Mariusz Sobański & Bartłomiej Frank – Albert Hofmann Studio
WYDANIE: 6 października 2014 – RéR Megacorp
Muzycy tej formacji mają już na swoim koncie trzy płyty, z czego ostatnia „About” (2013) otrzymała od nas maksymalną ocenę. Fenomenalne to bowiem zjawisko, ale Light Coorporation nie spoczywa na laurach i nadal eksperymentuje ze swoją erudycją muzycznej fantazji. Niczego jednak nie powtarza, nie schematyzuje i nie powiela, dlatego kolejne wydawnictwo to rzecz po raz kolejny nad wyraz wyróżniająca.
Scalona eksplozja muzycznych talentów i gloryfikacja techniki. |
Light Coorporation paradoksalnie uderza swoją jazzową awangardą ze zdwojoną mocą, bowiem formacja prowadzona przez Mariusza Sobańskiego po raz wtóry zmieniła swoje oblicze, tym razem degradując swój skład do septetu, który za zadanie miał wykonanie ośmiu rzetelnie powiązanych ze sobą ambientowym obliczem kompozycji, którym odpowiednio „niemo” towarzyszą wydrukowane w książeczce teksty samego lidera. Light Coorporation nie jest jednak podmiotem wizji jednego człowieka. Z informacji podanych przez kierownika tego projektu, każdy z biorących udział w sesji, pomimo wcześniej założonych przez M. Sobańskiego pomysłów, miał taki sam wkład w rozwój i profilowanie charakteru całego albumu podczas wszystkich prób.
Muzyka Light Coorporation jest po raz kolejny świetnie odegrana, bo chociaż „na żywo” to brzmienie jest wprost znakomite. Mimo naturalnego „brudu” rockowych gitar, styl krystalizuje się na tle znanych nam z poprzednich wydawnictw potężnych partii instrumentów dętych, tęgiego kontrabasu i funkującej sekcji rytmicznej, którym należą się za swoją dobitną artykulację gromkie brawa. Co ciekawe, mimo wszelkich składowych roszad, muzyka nadal charakteryzuje się klimatem, którym zaczarowali nas w uprzednich wydawnictwach muzycy i goście Light Coorporation.
Priorytetyzują każdą z odpowiedzialnych kategorii instrumentalnego wyrazu w granicach akceptacji zdrowego rozsądku. |
To jednak przede wszystkim niezwykle duży atut stałych członków zespołu, którzy w każdym przypadku potrafią wykrzesać i nałożyć na pozostałych wypracowany styl. Owszem, wielu pewnie zaprzeczy, poruszając temat zamknięcia się w czterech ścianach muzycznej iteracji, ale jeśli wziąć pod uwagę zasób brzmieniowych inspiracji każdego z członków Light Coorporation, nie sądzę, aby dla kogoś stanowiło to problem i miał wobec tej konwencji grupy zastrzeżenia. Ten album to po raz kolejny scalona eksplozja muzycznych talentów i gloryfikacja techniki, której nie sposób nie docenić. Zresztą, mówi to za siebie charakterność elementu improwizacji wszystkich członków zespołu, która zionie tu swoim impetem ekwilibrystycznego ognia na każdym kroku. Wolność wyrazu jest więc, w rzeczy samej, rzetelnie zachowana.
Niewątpliwie zasługuje to na uznanie, kiedy uświadomimy sobie zmieniający się jak na karuzeli skład zespołu M. Sobańskiego, nad którym stanowi pieczę. Na albumie nie znajdziemy bowiem tak subtelnych instrumentalizacji skrzypiec czy fletu, które na poprzednim krążku dodawały nieco bardziej „przyjaznego” uroku. Najnowszy krążek, głównie dzięki instrumentom dętym, nacechowany jest bardziej chłodną atmosferą i specyficzną aurą psychodelii, którą co rusz podkreśla nie zawsze czyste brzmienie gitar. Muzyka po raz kolejny potwierdza również twarde ambicje grupy Light Coorporation, która usilnie omija mało ambitne podejście do aranżacji. Przy pierwszym oswojeniu z zespołem nie da się uniknąć konsternacji, bo koncepcja podjęta przez zespół jest niezwykle odważna, wręcz przekraczająca naturalne granice z góry przyjętych schematów, idei oraz wartości, nawet tych skłaniających się ku progresji.
Stylistyka awangardowego rocka uchodzi na rzecz wielobarwnych jazzowych abstrakcji fusion. |
W moim mniemaniu Light Coorporation aranżuje jednak swoje kompozycje w sposób nader wyborny, priorytetyzując każdą z odpowiedzialnych kategorii instrumentalnego wyrazu w granicach akceptacji zdrowego rozsądku, a potwierdzić może to sam, maksymalnie rozwinięty i pieczętujący wszystkie składniki konwencji tej formacji, snujący się z początku w żałobnym tempie utwór Space Travel in an Old Painting, aby przebić się do naszych uszu coraz to bardziej frapującymi elementami.
Na pierwszy rzut wydaje się, że poprzednie wydawnictwo miało w sobie więcej domieszki melodycznej ikry. Najnowsze dzieło M. Sobańskiego w większej mierze ociera się o mniej przestrzenne, czasem klaustrofobiczne patenty skrywających się w zanadrzu ukrytych motywów oraz magls różnorakich dźwięków, które dopiero po jakimś czasie nabierają pełnego kolorytu i założonego kształtu, uwidaczniając swoją rolę w całej produkcji (New States of Mind (Repetitive)). Trzeba więc podejść do albumu z dystansem.
Light Coorporation nie jest podmiotem wizji jednego człowieka. |
Na krążku „Chapter IV / Before the Murmur of Silence” mamy przede wszystkim delikatną zmianę proporcji gatunkowości, gdzie stylistyka awangardowego rocka uchodzi na rzecz wielobarwnych jazzowych abstrakcji fusion, skrywając tym samym swój „mainstreamowy” charakter, jeżeli kiedykolwiek można było tę etykietę temu zespołowi przypiąć. Dużo więcej w tym wszystkim wspomnianych psychodelicznych rozwiązań podług Franka Zappy (Three Headed Monster Sight Unseen, Sealing Wind into Bottles), ale jednocześnie sporo King Crimsonowych zgrzytów rockowo-jazzowej progresji (New States of Mind (Repetitive)). Wszystko łączy więc kolokacja klasycznych inspiracji, a konglomerat krążka ostatecznie błyszczy niezwykłą spójnością i nie tyle płynnymi, co naturalnymi przejściami, czego atut w szczególności uwidacznia się na tle przeplatanych motywów ambientu.
Nie ma jednak na tym albumie zbyt dużo zbędnie motorycznych fantazji, bowiem kompozycje ubrane są w polocie poliharmonii, na tle której nie od razu są same w sobie przejrzyste (With a Chance of Cloudy, Sealing Wind into Bottles). Często pomagają więc w tym swawolnie rozwijające się minimalistyczne zakola, które element po elemencie nabierają w sobie brzmieniowej furii i rozmachu jak w In a Tangle, który ukrywając hiszpańską inspirację w mocnym finale skojarzył mi się z geniuszem Milesa Davisa i jego dziełem „Sketches of Spain” (1960).
Są jedną z najbardziej oryginalnych grup na polskim rynku. |
Z kolei w Three Headed Monster Sight Unseen przyjęto zupełnie odwrotną formę, gdzie z ciężaru energetycznej kakofonii utwór przeistacza się w selektywny obraz dźwięku. Basements of Heaven to już bardziej zachowawcza kompozycja, którą w przeciwieństwie do innych utworów przez większość czasu prowadzi saksofon na tle charakterystycznego motywu przewodniego gitarowego riffu, wprowadzając zdystansowaną surrealistyczną atmosferę dosadnie odwzorowującą obraz okładki i zawarty w nim niepokój oplatający klimat całego wydawnictwa. Podobnie jest za sprawą przedostatniego Before the Murmur of Silence (Based on a True Story), gdzie główną rolę – wydawać by się mogło – prowadzi subtelnie wyróżniający się fortepian, którego potoczystość niszczy ściana gitarowej solówki i jednostajnego, po raz kolejny, dobrze napędzającego przestrzeń riffu.
Ta formacja po raz wtóry udowodniła, że są jedną z najbardziej dla mnie oryginalnych grup na polskiej scenie. Tym niemniej biję się w pierś i przepraszam za tych wszystkich uzurpatorów muzycznego przemysłu, którzy tego potencjału na polskim rynku spostrzec nadal nie potrafią.
Nie ma w muzyce Light Coorporation zbyt wiele czasu na przemyślenie konkretnych zagrywek. Pauzy zaczepiają tu elementy forte; ciężkie fragmenty koją walczące z furią instrumentów partie, które zanikają w emocjonalnym schemacie brzmieniowego opanowania; patos wraz z triumfalnymi motywami skrywa się w agonii tajemniczości, etc. Motywy, rytmika, tempo, intensywność czy dynamika gonią za sobą w bezustannym kole zaprzeczeń, aby wreszcie nałożyć na siebie płótno brzmieniowego zespolenia. Nie sposób słuchać tego albumu jako pojedynczych tworów. Trzeba słuchać jako całości – jak żadnej innej płyty! Tej muzyki nie można złapać, w pełni zrozumieć, nie należy też za bardzo kontemplować czy wchodzić z nią w dyskusję. Należy się oddać!
LIGHT COORPORATION – CHAPTER IV / BEFORE THE MURMUR OF SILENCE