Ihsahn – Arktis

★★★★★★★★✭☆

1. Disassembled 2. Mass Darkness 3. My Heart Is Of The North 4. South Winds 5. In The Vaul 6. Until I Too Dissolve 7. Pressure 8. Frail 9. Crooked Red Line 10. Celestial Violence

SKŁAD: Ihsahn – gitara, bas, klawisze; Tobias Andersen – perkusja; Jorgen Munkeby – saksofon

PRODUKCJA: Vegard Sverre Tveitan

WYDANIE: 8 kwietnia 2016 – Spinefarm Records

www.ihsahn.com

Ihsahn kontynuuje swoją muzyczną podróż kreatywności. To jeden z najciekawszych obecnie muzyków eksperymentalnych inkorporujących jazz, awangardę, elektronikę, progresję i metal. Zawsze zmagał się ze swoją niekonwencjonalnością i „Arktis” tego nie zmieni, chociaż projekt w porównaniu do poprzednich wygląda na nieco uproszczony, a jednocześnie kumulujujący paradoksalnie wszystkie pozostałe dokonania, tj. świetny debiut, progresywne „AngL” (2008), mocarne „After” (2010), majestatyczne „Eremita” (2012) i awangardowy „Das Seelenbrechen” (2013).

To wciąż poszukiwanie i łączenie różnych biegunów brzmień. Nowe wydawnictwo nie odbiega ambitnością od poprzednich albumów krojąc nam progresywną strawę podpartą sporą rolą melodycznej glazury rozwijającej się na przepięknie monumentalnych harmoniach, dzielących industrialne zwoje z organiczną surowizną. Na nic jednak szukać silnie rozimprowizowanych tworów, których kreację podjęto raczej poprzez pryzmat jakości aniżeli ilości. Konsekwentnie, aranżacje są obudowane na mocno zagęszczonych pozycjach, nie budzących jednak poczucia chaosu. Abstrakcje w aranżacji poszczególnych kompozycją czasami są wręcz kuriozalne, ale nawet silne kontrasty bronią się naturalnym następstwem konstrukcji utworów, ciekawie insynuując twórczość takich zepołów jak np. Opeth (My Heart Is Of The North). Mimo zaskakujących fuzji, poszczególne elementy nie będą dla nas niczym nowym. Dajmy na to klasyczne riffowanie z lat 90. norweskiej sceny black metalu (Pressure), czy też elektroniczne elementy z lat 80. Niekiedy pojawiają się zagęszczające całość organy Hammonda, a niekiedy budzące przestrzenny zew chóry (Mass Darkness, Celestial Violence). Czasem zaskoczy nas elektroniczny syntetyzm (South Winds), niekiedy quasi-djentowe gitary, kingcrimsonowe rytmy (Disassembled), heavy metal lat 80. (Until I Too Dissolve), a innych poniesie teatralność wokali artysty, których finezja i kunszt zaintryguje każdego. Takie odważne podejście i czasem dość pastiszowa forma dobrze jednak świadczy o zamiarach Ihsahna, który nie poprzestaje na powielaniu swojej twórczości. Cała płyta oscyluje wokół ponurego klimatu, którego głównym atutem jest jednak dynamika zaczepiającą ucho słuchacza przeróżnymi środkami wyrazu podobnie jak w przypadku albumu „Eremita” (2012). Z tą płytą z pewnością skojarzy się również Crooked Red Line ze znacznie bardziej sfabularyzowanym tempem i rozmywającą się barwą saksofonu, której udzielił po raz kolejny frontman Shining – Jørgen Munkeby. Jestem przekonany, że naszą uwagę kupią już jednak trzy pierwsze kompozycje wraz z moim osobistym faworytem Mass Darkness z intrygującą i pełną napięcia budową kompozycji spod znaku jego dokonań z formacji Emperor. Uprzykrzyć odbiór może nam jedynie w niektórych miejscach nieco monotematyczne podjęcie rytmiki. Pozostałe utwory są rozpisane na mniej kolaborujących ze sobą motywach, które uderzają odwagą swoich kontrastów wzorem twórczości „Das Seelenbrechen” (2013). Wszystkie kompozycje pomimo drastycznych odchyleń w pomyśle aranżacji po raz kolejny fantastycznie się ze sobą zgrywa nie pozostawiając wątpliwości, że Ihsahn jest wciąż w sile wieku. Mam jednak nieodparte wrażenie, iż do tej pory nie pokazał jeszcze pełni swojego artyzmu. Twórczość tego muzyka zdaje się jednak nabierać coraz więcej kolorów, coraz odważniej wyjawiając swoje eksperymentalną zuchwałość. Mieszanka kontrolowanego chaosu i agresji z opanowaniem i tajemniczym podejściem okazały się genialnym podejściem, które po raz kolejny rozszerza swoje doświadczenie, niekoniecznie zjadając ogon swojej „legendy”. Najnowsze dzieło to po raz wtóry mocno psychodeliczne krajobrazy w nowoczesnym okryciu, gdzie ciężar gitar zamiast walki z melancholią subtelności prowadzi z nią dialog. Geniusz indywidualizmu, o którego znalezienie nie jest tak łatwo. Album ten to kolejny ambitny projekt, który doskonale prezentuje kwintesencję muzyki, za którą go pokochaliśmy. Żadną z kompozycji nie zachwiał równowagi swojej twórczości. Jest skandynawski chłód, wyrywane black metalowe korzenie i progresyjna kotwica. Wydawnictwo w sam raz na – nomen omen – przełamanie lodów.