●●●●●●●●●○ |
1. Ready for rapture 2. Alice from the stars 3. Let’s get no hope 4. Soft war 5. The most beautiful face 6. Solitary love 7. You are my radio 8. What would Freud say 9. Dying with Emily 10. Stop me 11. Charming eyes 12. Captain welfare
SKŁAD: Kuba Majsiej – śpiew, gitara; Maciej Bernatowicz – bas; Agnieszka Ozon – klawisze, wokal wspierający; Maciej Stachyra – perkusja; Michał Surdacki- gitary; Luiza Orpik – wokal wspierający
PRODUKCJA: Paweł Cieślak
DATA WYDANIA: 10 maja 2012
Na sam początek, słowem wyjaśnienia, warto pokrótce przedstawić formację Plug&Play. Ten alternatywno-nowofalowy zespół powstał w Lublinie w 2006 roku i od tego czasu raczył słuchaczy epkami oraz kolejnymi singlami, jednak kwestia wydania pierwszego longplaya zdawała się przeciągać w nieskończoność. Muzycy zdążyli już w tym czasie zagrać w Jarocinie oraz na gdyńskim Heineken Open’er Festival, a także pojawić się na składance Offensywa 4 dziennikarza radiowej Trójki, Piotra Stelmacha. Wydana w minionym tygodniu Why so close? to mieszanka starych-odnowionych piosenek z premierowym materiałem.
Zespół w komplecie (fot. materiały prasowe) |
Album otwiera Ready for rapture, dynamiczne, lecz rozpoczynające się samym brzdąkaniem gitary, do którego dołącza wkrótce specyficzny wokal Kuby Majsieja i kolejne instrumenty, a nawet chórki. Już po pierwszym utworze staje się jasne, że płyta będzie różnorodna jak barwy na jej okładce. Taneczne Alice from the stars (które, nawiasem mówiąc, doczekało się statusu singla i kilku remiksów – jeszcze nie ustaliłam po co, jeżeli oryginał jest dostatecznie dobry?), lekko rozbujane Soft war, dudniące w uszach Solitary love oraz pozostałe kawałki okazały się znakomite już po pierwszym przesłuchaniu, nie tylko pod względem opowiedzianych w nich historii, ale przede wszystkim brzmienia. Zaskoczyło mnie, że zespół pochodzący z miasta, które nie jest znane z producentów i na muzycznej mapie jest malutką, czarną kropeczką, potrafi stworzyć krążek pełen tak chwytliwych melodii.
Ciekawym dodatkiem są damskie wokale, pojawiające się gdzieś nie tylko w wyżej wymienionych numerach, ale i na całym albumie, choć tylko w tle. Moim pierwszym, być może dość udziwnionym, skojarzeniem na dźwięk tych wykrzyczanych w tle była Régine Chassagne, która w Arcade Fire udziela się między innymi wokalnie.
Kolejne zagadnienie to tematyka płyty. Z grubsza mówiąc, brzmi ona: „relacje międzyludzkie są skomplikowane. Bardzo skomplikowane”. Zagłębiając się w wypowiedź wokalisty dla jednego z portali internetowych, dowiedziałam się też, poza tym, że takie Emilki czy Alice w końcu nas pogrążą (aluzja do Alice from the stars i Dying with Emily), że Why so close? traktuje też o sprawach poważniejszych, jak zagubienie, samotność, szczęście lub jego brak, aczkolwiek zostały one okraszone szybkimi i/lub skocznymi melodiami. Nie odczułam jednak żadnego dysonansu pomiędzy tekstami a muzyką. You left me for dying, I’ll probably die here soon / But you are still my radio, singing the only song – nawet tak przygnębiający tekst zaśpiewany w stylu Plug&Play (bo sądzę, że można mówić już o ich własnym stylu) daje jednak słuchaczom identyfikującym się z bohaterem piosenki pewną nadzieję. Odmiennie na tle całej płyty prezentuje się tekst pół-żartobliwego utworu Soft war, który traktuje o dosyć dziwacznych zachowaniach na parkiecie, jakich zapewne wielu z nas miało wątpliwą przyjemność doświadczyć: Raise, raise, raise your hands / Clap, clap, clap your hands/ Dance, dance, dance to faint / Kick the boy, slap the girl. Moim faworytem jednak niezmiennie pozostaje hipnotyzujące Stop me, którego intro przyprawia mnie dosłownie o ciarki, a kolejne trzy minuty to prawdziwa przyjemność.
A w studio praca wre (marzec 2012; fot. Kimono Projekt) |
Użyłam pojęcia „alternatywno-nowofalowy” do opisania gatunku muzyki, jaką grają lublinianie, ale wraz z nowymi utworami pojawia się pewna konsternacja: teoretycznie jest to indie rock tudzież cold wave, ale wpływy elektroniki i dance są zauważalne chociażby w Alice… czy Dying with Emily. Z kolei Charming eyes oraz Stop me, od których zresztą zaczęło się moje, delikatnie mówiąc, uwielbienie dla Plug&Play, nie brzmią tak „brudno”, jak dawniej. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: w zamian słuchacze otrzymują profesjonalnie nagrany i wyprodukowany album z potencjalnymi hitami. Na uwagę zasługuje też wspomniana już barwna okładka, która dobrze komponuje się z brzmieniem zespołu.
Muszę sobie postawić jeszcze tylko jedno pytanie na sam koniec recenzji: czy potrafiłabym tak naprawdę skrytykować krążek Why so close? Wszak połowa utworów z niego była mi już znana wcześniej i tak naprawdę to ona spowodowała, że zainteresowałam się muzyką Plug&Play. Żeby napisać jakiekolwiek przykre słowa o WSC, lublinianie musieliby zawalić nowy materiał, a to z całą pewnością – i na szczęście – im się nie udało. Warto się o tym przekonać i przesłuchać całego albumu (dostępnego do darmowego odsłuchania na oficjalnej stronie zespołu).