Takich płyt nie można nagrywać. „Terminal Velocity” to sklejka szlagierowych licków gitarowych, których John Petrucci, gdyby żył w PRL-owskiej Polsce, wyrabiałby co najmniej 400% normy. Wygląda bowiem na to, że przychodzi mu to z niebywałą łatwością. Ilość jednak nie zawsze...