Besides – We Were So Wrong

●●●●●●●●○○

1. At Night 2. Beyond 3. Monochromatic 4. Linnets Flight 5. Undone 6. We Were So Wrong 7. Calm 8. May I Take You Home 9. Deprived of 10. Strand

SKŁAD: Paweł Kazimierczak – gitara; Piotr Świąder-Kruszyński – gitara; Artur Łebecki – bas; Bartłomiej Urbańczyk – perkusja

PRODUKCJA: Adam Celiński – Radioaktywni

WYDANIE: 20 września 2013 – Fonografika

www.besides.art.pl

Bez wybujałych fanaberii, ale z odpowiednim rozrzutem formy.

Powiadają, że to jedna z najbardziej obiecujących post-rockowych kapel. Ich debiutancki album „We Were So Wrong” to rzeczywiście dobry prognostyk ich dalszego rozwoju, ale warto nadmienić, że muzycy całkiem bez doświadczenia nie są. Formacja była dwukrotnie laureatem takich wydarzeń muzycznych, jak ogólnopolski przegląd „Fonografika Young Stage” owocujący kontraktem na album z wytwórnią Fonografika. Ponadto zespół tworzą muzycy wcześniej związani z takimi składami, jak Jedyny Sensowny Wybór, Kundle, Divide Et Impera, Roman Polański, Offenders. Powstająca w 2011 roku grupa z pewnością nie mogła wymarzyć sobie lepszego startu. Ich najnowsze osiągnięcie to dziesięć skrzętnie rozwiniętych kompozycji stricte instrumentalnych, przeszywających zarówno spokojniejsze, jak i bardziej melancholijne rejony post-rocka w sposób nadzwyczaj ilustracyjny. 

Muzyka na pierwszy rzut ucha wydaje się być prowadzona dość malkontencko. Bez wybujałych fanaberii, ale z odpowiednim rozrzutem formy, która opiewa intrygującą i bardzo klimatyczną atmosferą spowijającą każdą z kompozycji. Każda z nich przechodzi bardzo płynnie, acz ospale rozwijając i spajając doskonalone skomponowaną oniryczną całość. Zespół określił to mianem drogi, której (…) kawałki układają się w jedną wielką podróż nostalgiczno–emocjonalną, pozwalają uwolnić wyobraźnię i odpłynąć gdzieś poza codzienność. Wyobraźnię faktycznie potrafią rozjuszyć, ale nie można zapomnieć, że do tego typu muzyki powinna być utrzymana odpowiednia doza uwagi i skupienia, bez której dźwięki najzwyczajniej przeminą. Jakkolwiek nieusłyszane przywołują spory wachlarz nastrojów, na co trzeba zwrócić szczególną uwagę ze względu na brak lirycznych podtekstów. Utworynieutrzymane są również z kalkujących się ryz powtarzających motywów. Pomimo małegozróżnicowania, paradoksalnie można stwierdzić, że nie ocieka nadmiernym efektem klasycznego schematyzmu, a środki wydają się być przekazywane drogą emocjonalnej estetyki, z dobitnym wykorzystaniem dźwięcznej nomenklatury duszy.

Album nie ocieka nadmiernym efektem klasycznego schematyzmu, a środki wydają się być przekazywane drogą emocjonalnej estetyki, z dobitnym wykorzystaniem dźwięcznej nomenklatury duszy.

Chociaż debiutują, to album „We Were So Wrong” budzi dojrzałość każdym z elementów płyty, tworząc całkiem interesujący materiał. Czy mamy tu na myśli umiejętność odpowiedniej struktury napięcia, kulminacji, załamań, nieprzystępnego echa powagi czy sugestywnych pejzaży nostalgii i sentymentalizmu, to wychodzi im to naprawdę dobrze. Skomplikowane metamorfozy nie mają tu miejsca. Środki i kolejność poszczególnych wątków rodzi się z prostych idei, których efekt końcowy sinusoidalnie splata się dzięki odpowiedniemu balansowi natężenia oraz wyciszenia. Hipnotyzująco-surowo-brzmieniowa otoczka rodzi się już od pierwszego utworu At Night, który rozwijając się wprawdzie bardzo apatycznie, to konsekwentnie budzi się w finale siermiężną kawalkadą harmonicznego majestatu brzmienia, utwierdzoną w kolejnych kompozycjach, jak we wrażliwym Undone, mrocznym Calm czy też melodramatycznym Monochromatic. Iluzorycznie ciepły shoegaze’owy Beyond prowadzi nas w zaułki spokojniejszego wywaru uniesienia, na chwilę zatracając nas delikatnym pięknem przeplatanego silnie artykułowanego tremolo. To znak rozpoznawczy grupy, który to z kolei może doskonale odzwierciedlać lot tytułowej makolągwy zwyczajnej w Linnet’s Flight, którego finał kształtuje zaskakującym kontrastem połączonego wywaru charakterystycznych metalowych riffów. Cięższe brzmienie naturalnie wyróżnia również samą kompozycję We Were So Wrong!, w której zastosowano zupełnie odwrotne podejście, ostatecznie skierowane w znacznie bardziej ugrzecznione zakończenie zdobione pastelowym wirażem dźwięków. May I Take You Home? przywodzi nam nieco ambientowy ornamentalizm pustki i przestrzennej wizji pojedynczej hipnotyzująco-kojącej linii melodycznej gitary, z której wybudza nas zdecydowane i mroźno-chłodne Deprived Of oraz kończący album, rytmiką utrzymujący magiczną atmosferą Strand.

Albumowi trzeba poświęcić sporą dawkę czasu, aby w swym emocjonalnym kolektywizmie wyrwała nas z codziennego amoku powszedniej monotonii.

Odnaleźliśmy świat wrażliwości, emocji, ten spoza codziennej walki o byt. Uczyniliśmy z niego przystań, bezpieczne miejsce dla nieodnalezionych – orzekają na swojej stronie muzycy. Czy każdy się w tej płycie jednak odnajdzie? Albumowi trzeba poświęcić sporą dawkę czasu, aby w swym emocjonalnym kolektywizmie wyrwał nas z codziennego amoku powszedniej monotonii. Hermetyczne podejście do gatunku lokującego się gdzieś pomiędzy Twelfth Night, Lebowski, God Is An Astronaut, Mogwai, Tides From Nebula czy też Mono może nie rozwiązało muzycznego zrutynizowania, ale z pewnością osiągnęło statut płyty udanej i dopieszczonej w swojej wybujałej poetyce nastrojów, wzbogacających fizyczny rezultat  „We Were So Wrong” świetnymi pracami Danuty Kazimierczak. Dobry start, z jeszcze lepszą możliwością rozwoju. Na lepsze!