EABS – Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)

★★★★★★★★★☆

 1. Knowledge (Introdukcja do Etiudy Baletowej) 2. Perły i Dukaty XIV/Repetition 3. Private Conversation VIII 4. Niekochana 5. Pingwin VI 6. Free Witch and No Bra Queen/Sult 7. God Is Love (Bariera XIII) 8. Step Into the Light (Wiklinowy Kosz) 9. Waltzing Beyond (The Song on the Day the World Ends) 

SKŁAD: Marek Pędziwiatr – wokal, syntezatory; Marcin Rak – perkusja, Vojto Monteur – gitara elektryczna: Paweł Stachowiak – gitara basowa, syntezator: Spisek Jednego – skrecze: Olaf Węgier – saksofon tenorowy, Jakub Kurek – trąbka; gość specjalny – Michał Urbaniak (6)

WYDANIE: Astigmatic Records, 2017  www.eabs.pl

Debiutancki krążek EABS pt. „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” lansowany jest hasłem –wschodnioeuropejska odpowiedź na renesans jazzu. Brzmi przesadnie? Być może dla tych, którzy owej płyty jeszcze nie słyszeli. Wrocławski kolektyw, którego pełna nazwa brzmi Electro-Acoustic Beat Sessions bez najmniejszych skrupułów wpisuje się w paletę najatrakcyjniejszych tegorocznych brzmień i to bez podziału na style i gatunki. Natomiast jeśli chodzi o sam fakt istnienia czegoś takiego jak renesans jazzu, to nie podlega on najmniejszym wątpliwościom, czego najlepszym przykładem są chociażby kariery takich artystów jak Kamasi Washington i Robert Glasper oraz powrót jazzu na największe plenerowe festiwale świata. Tylko jak do tych jazzowych  gigantów równać ma się sam EABS?

Przepis na sukces wydaje się prosty. Wystarczy sięgnąć po muzyczną tradycję i wymieszać ją ze współczesnymi brzmieniami. Skoro udało to się w USA, Kanadzie (BadBadNotGood), Wielkiej Brytanii (Soweto Kinch, Binker & Moses, Shabaka Hutchings), Francji (St. Germain, Hocus Pocus) i wielu innych zachodnich krajach, to dlaczego nie na naszej rodzimej scenie? Pomysł banalny, ale jak się okazuje wymagający wyjątkowych zdolności artystycznych. 

fot. Hubert Misiaczyk

EABS postanowił wykorzystać twórczość legendy polskiego jazzu – Krzysztofa Komedy. Muzyka tego wybitnego artysty interpretowana była już setki razy, mniej lub bardziej udanie, niemniej jednak wszystkie te nagrania przyczyniały się do wzrostu popularności nie tylko samej muzyki, ale i jej kompozytora. W rezultacie takie utwory jak: Rosemary’s Lullaby, Svantetic czy też Kattorna stały się jednymi z najczęściej opracowywanych utworów w historii polskiego jazzu. Na „Repetitions” evergreenów Komedy jednak nie usłyszymy. Zespół zdecydował się sięgnąć po mniej znaną twórczość kompozytora z lat 1962 – 67, czyli muzykę do etiud baletowych, filmów fabularnych, dokumentów, animacji oraz kompozycji ilustrujących wiersze polskich poetów recytowanych po niemiecku. Ponieważ płyta wydana została z książeczką zawierającą wszystkie potrzebne informacje na temat opracowywanych utworów, staje się ona również istotnym kompendium wiedzy na temat ostatnich lat twórczości kompozytora.

Muzyce na płycie towarzyszy idea „rekonstrukcji z dekonstrukcji”. Przy pomocy hiphopu, sampli, loopów oraz typowo jazzowej ekspresji powstaje nowy muzyczny żywioł, który zaskoczyć może nawet najbardziej opornych na fonograficzne nowinki, zwłaszcza tzw. jazzowych purystów lubujących się w kwestionowaniu wszelkich przejawów odejścia od mainstreamowej formuły. Na płycie czujemy ducha lat 60., a jednocześnie powiew najnowszych muzycznych trendów, które przekraczają wszelkie stylowe i gatunkowe granice. Ową wielobarwność muzycznej wymowy słyszymy już w partiach wokalnych Marka Pędziwiatra, który potrafi zarówno doskonale rapować (Knowledge) jak i popisać się manierą wokalną budzącą skojarzenia z Chetem Bakerem (Private Conversation VIII), czy też Jamie Callumem (God Is Love). Nie brakuje stylowych aranżacji, zaraźliwych motywów melodycznych, nieoczekiwanych zwrotów muzycznej akcji oraz zamaszystych solówek instrumentalistów, które idealnie wpisują się w porywający puls wszystkich kompozycji, bo to właśnie ów puls jest tu niezwykle ważnym elementem formotwórczym na płycie, tak doskonale scalającym muzykę z dialogami z filmów. EABS tworzy w ten sposób pewien rodzaj sentymentalizmu, którego urokowi jakże łatwo ulegamy. Tym samym zespół wykorzystuje naszą słabość do rozpamiętywania czasów minionych, do których, mimo że nie zawsze chcielibyśmy wracać, to jednak często darzymy je sympatią. 

Wydaje się więc, że EABS nie tylko wyśmienicie opanował praktyczny warsztat muzyczny, ale również doskonale rozumie mechanizmy, którymi rządzi się muzyka popularna. Jest to umiejętność o tyle ważna, że rozszerza potencjalne grono odbiorców, przemycając jednocześnie te najbardziej wartościowe pierwiastki jazzowego rzemiosła. I być może właśnie na tym polega współczesna sztuka – stworzyć coś znaczącego dla historii danego kierunku i potrafić to jeszcze sprzedać. EABS właśnie tego dokonał. Chapeau bas!