Prawie równo rok temu dzieliłem się wrażeniami odnośnie debiutanckiego albumu Duńczyków z LLNN, a już wrócili z kolejną porcją muzyki. Tym razem w formie splitu z Wovoka – amerykańską grupą z podobnych kręgów gatunkowych. 6 utworów przygotowanych przez LLNN zostało skomponowanych przed „LOSS”. Co ciekawe, materiał cechuje spora różnorodność i bogactwo syntetycznych efektów, które nieśmiało zapoczątkowano na debiucie. Grupa nie skacze po gatunkach, więc bez obaw, ale przynajmniej stara się czymś wyróżniać poszczególne utwory. The Guardian klimatem wyjęty jest z ostatniej płyty Cult of Luna „Mariner”. Monumentalne syntezatory sprawiają też, że obok Nostromo Falls trudno przejść obojętnie. Swarms z kolei stawia na chwytliwy groove. Gravitated to już zupełnie inna historia. Już na „LOSS” Duńczycy zdradzali zapędy do tworzenie instrumentalnych kawałków, w których eksplorują duszne korytarze statków kosmicznych skrywających w sobie przerażające monstra; w tym utworze ponownie oddają się nastrojowi grozy i pulsującemu pod skórą napięciu. Wovoka niby ma dla nas tylko jeden utwór, ale jest on niewiele krótszy od całego zestawu od LLNN. Mimo że załoga trzyma się tradycyjnych środków wyrazu, to udaje im się zachować przytłaczającą atmosferę wcześniejszych kompozycji, a nawet wynieść ją na wyżyny. Niespiesznie budują swoją złożoną konstrukcje, w której jest miejsce na wyciszenia, miażdżące riffy, gwałtowną perkusję, zwierzęcy ryk i bardzo dobrą partię śpiewaną. Traces jest tak dobrze przemyślane, że nie nudzi ani przez chwilę i nawet nie wiadomo, kiedy się kończy. Trudno mi zdecydować, kto pokazał się z lepszej strony. LLNN pokazują, że nie zdradzili jeszcze wszystkiego, na co ich stać, i można liczyć na coraz to ciekawszy materiał z ich obozu, a Wovoka, jako kapela, którą dopiero poznałem, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie i przyspieszyła bicie mojego sludge’owego serca. „Marks/Traces” to nie lada gratka dla miłośników mamucich riffów, bezkompromisowego ciężaru i niepokojących syntezatorowych brzmień.