Źródło zdjęcia |
Paolo Fresu na mojej liście koncertowej „definitely to watch” był od czasu mojej przeprowadzki do Włoch, a że koncertów tej miary na Sycylii niestety tak mało, to i 100 km nie stało mi na drodze, aby tego wieczoru doświadczyć jazzu wysokiej klasy. Pojechałem do magicznego, barokowego Noto po całym dniu pracy, wiedząc jednak, że jest to warte całego zachodu. A na miejscu? Ostatnie miejsce, na szczęście od dawna dla mnie zarezerwowane. Goszczę się więc, zasiadam i chłonę tak rzadko spotykane o tej porze roku chłodne powietrze. Noto bynajmniej nie dzięki warunkom atmosferycznym słynie. Miasto te zwabia bowiem swoich turystów głównie za sprawą niesłychanie pięknej architektury. Wyobraźcie sobie zresztą, że całe późnobarokowe centrum miasta jest wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Od 29 lipca do 24 sierpnia bierzącego roku odbywa się tam Festival Internazionale Noto Musica 2017 – najdłużej działający na Sycylii, jak i w całych Włoszech festiwal. Te dni dla miasta są więc naprawdę szczególne, co też widać po tłumie turystów. Wydarzenie to może nie gości niezliczonej plejady gwiazd, niemniej jednak są nazwiska, które przyciągają uwagę jak: Marcello Giordani oraz Dimitra Theodossiou. Jednym z gości był również najważniejszy dla autora tej relacji duet Włocha Paolo Fresu i Amerykanina Uri Caine’a
Fot. Konrad Beniamin Puławsk |
Twórczość tych artystów grających razem już od kilku lat znałem bardzo dobrze, ale jednak po samym koncercie po raz kolejny zdumiał mnie rozstrzał stylistyczny ich repertuaru. Mimo że muzykę klasyczną i współczesny mainstream dzieli spora granica muzycznej wyobraźni, to jednak nikt nie powiedział, że nie jest to możliwe do pogodzenia. Słowa jednak są łatwe w oddaniu tak trywialnych hipotez. Trudniej to… zagrać. Po tym wieczorze jednak to zadanie jest z pewnością ułatwione. Najbardziej ambiwalentnym przykładem umiejętności konfrontacji tradycjonalizmu ze współczesnością była interpretacja utworu Claudio Monteverdiego Si Dolce E’ Il Tormento z płyty „Thinks” (2006). Niesamowite ujęcie melancholii w stylu współczesnych ballad puszczających oko w kierunku oniryzmu. To dowód na to, że aranżacje bez względu na to kiedy zostały napisane nigdy nie stracą na swoim wydźwięku. O tak piękną atmosferę nie było trudno również za sprawą samego miejsca, Usytuowana na powietrzu pod gwiazdami scena w Noto dodawała całemu wydarzeniu jeszcze większego anturażu. Doskonale wychodziły przy tym zwłaszcza balladowe kompozycje I Loves You Porgy Georga Gershwina z długim solowym wejściem Cainego oraz ze świetną partią trąbki Fresu.
Fot. Konrad Beniamin Puławski |
Równie dobrze przyjęła się pod tym względem wzruszająca aranżacja Maurizio Fabrizio Almeno Tu Nell’Universo oraz piękna interpretacja kompozycji Georga Friedricha Händela –Lascia ch’io pianga z motywem, który za każdym razem bezbłędnie karze mi nucić naszą kolędę Lulajże, Jezuniu. Jak sam skomentował Fresu, te dwa utwory tworzy w gruncie rzeczy owy „zaraźliwy” element melodii. Często wprowadzane rytmiczne odchyły czy też solówki to tylko niuanse, które dodają całości odpowiedniego wystroju. Jeżeli jednak chodzi o te ostatnie, to trzeba stwierdzić, że sam Fresu pod tym względem był bardzo ograniczony, a sporo czasu oddawał popisom Caine’a, skądinąd świetnie i rześko prezentującego cały repertuar opisywanego wieczoru. W tym przypadku zwróciłem uwagę zwłaszcza na ragtime’owe niemalże motywy w Cheek to Cheek. Osobiście, chyba bardziej przez wzgląd sentymentalny, przypadły mi do gustu Menuety Jana Sebastiana Bacha: G-Dur oraz G-moll, które swego czasu sam grałem, uczęszczając do szkoły muzycznej.
Fot. Konrad Beniamin Puławski |
Fresu to raczej osobowość bardziej wysublimowana i ku mojemu zdziwieniu schowana za przeróżnymi efektami, pogłosami i „perkusjonaliami”, które starał się tworzyć za pomocą swoistego instrumentarium, aniżeli poprzez ukazanieswoich umiejętności technicznych. Nie można też odmówić Fresu kreatywności, bo oprócz standardowego pożytkowania się swoimi instrumentami dętymi wyciąga z nich ciekawe efekty… rytmiczne. Sam nie wiem jednak, który z artystów zrobił na mnie większe wrażenie.Caine bowiem grał nieprzerwanie z wydatnymi wykończeniami, często schodząc na wręcz szaleńczą ragtime’ową modłę, czy też skoki w bok na ciekawe dysonansowe chopy. Mimo rwanych momentów, jego gra była jednak niesamowicie płynna. Fresu staje się jednak na tle takich wariacji elementem kluczowym wobec wskrzeszenia odpowiedniego nastroju nostalgii. Trzeba przyznać, że bez jego zdolności ujęcia atmosfery w jednym czasem dźwięku, koncert nie byłby taki sam, a przynajmniej nie do takiego stopnia liryczny.
Fot. Konrad Beniamin Puławski |
Oboje wypadli w duecie najlepiej przy interpretacji twórczości Wenecjanki Barbary Struzzi, która w cieniu Antonio Vivaldiego oraz Händela tworzyła jak się okazuje muzykę równie wyszukaną. Siłą rzeczy rola kobiety w tamtych czasach była umniejszana. Nasz duet dżentelmenów postanowił wskrzesić twórczość Struzzi takimi kompozycjami jak L’amante Biugardo oraz La Travagliata. Utwory powstałe w XVII wieku prezentowały się w bądź co bądź barokowej miejscowości idealnie. Muzyka bowiem, dzięki licznym ornamentalizmom oraz bogatej wymianie instrumentarium trąbki i flugelhorna zyskała również na żywszej atmosferze, co dobrze korelowało z przeważającą częścią spokojniejszego repertuaru ballad. Na koniec jeszcze żywiołowa, acz bardzo „niechlujna” wersja Night In Tunisia oraz bisowe pożegnanie Fresu z kameralnymi „dogrywkami” bez wsparcia wzmacniaczy w trakcie przechadzania się pomiędzy rzędami publiczności. (nie za bardzo wiem o co chodzi) Czy tej nocy dostaliśmy coś nadzwyczajnego? Jak sam podkreślił Fresu: Tutto già è stato detto, czyli wszystko zostało już powiedziane, a że na rewolucję się nie zapowiada, dlatego poświęca się temu, co najlepsze, a wyciska z tego faktycznie samo piękno. Dodajmy do tego jego bezpretensjonalne podejście do aranżacji i mamy receptę na doskonale sporządzony koncert. Miejmy nadzieję, że kolejne edycje festiwalu Noto Musica będę obfitowały w artystów równie wysokiej rangi.