Czekaliśmy sześć lat na ten album, ale niedoczekamy się tu eksperymentów i tak szokujących zmian jak ostatnio. „Toń” potwierdza jednak silną markę jaką tworzy po dziś dzień Armia. To zupełnie inny wymiar muzyki, uwikłane w potężne, niemal apokaliptyczne brzmienie, które jak zawsze najbardziej podkreślają srogie waltornie. Nie jest to album przepełniony tak szybkimi tempami jak „Legenda” (1991), i tak metalową strukturą jak „Triodante” (1994). Nie ma też tu jazzowych inspiracji z albumu „Freak” (2009). Mimo wszystko to jednak ta sama Armia, którą kochaliśmy. Jest w tym trochę pesymistycznej przestrzeni The Cure, psychodeli oraz rozmachu dzikości The Killing Joke, ale jest i furia rock’n’rollowego Motörhead. Dawno ich utwory nie były tak potężne w swoim majestacie brzmienia. Atmosferę świetnie spajają ciekawe ambientowo-burdonowe przerywniki podkreślające koncept albumu i pozytywnie wypuklające efekt całej dynamiki albumu. Miejscami, ten ponury nastrój potrafi zachwiać nas nawet quasi black metalowa atmosferą. Oprócz obowiązkowej wspomnianej waltorni dużą rolę pełni tu genialna sekcja rytmiczna basowego galopu i gitarowych pasaży. Fundament całej płyty tworzą jednak przede wszystkim dobitne i silne harmonie. Świetnie wyzwala to z konwencji armii post-punkową myśl i energię mieszaną z metalowym ciężarem brzmień. Za wokalem Tomasza Budzyńskiego nigdy jakoś nadzwyczajnie nie przepadałem. Owe melodeklamacje nie robią na mnie wielkiego wrażenie, chociaż ta manifestowa wymowa – trzeba przyznać – dodaje Armii charakteru i jest w tym niesłychana oryginalność. Niestety, ta płyta często podkreśla jego braki w odpowiednim frazowaniu i dość niechlujną intonacją. Takiej osobie, która poniekąd już jest legendą polskiej sceny rocka można jednak wybaczyć i to, chociażby za te wszystkie poetycko-filozoficzne teksty, które naprawdę frapują. Przy końcu przesłuchiwania da się może odczuć pewną szablonowość, mdłe kontrasty tempa, czy też nieco monotematyczną barwę wokalu, ale nie zmienia to faktu że po całości takiego szturmu brzmienia pozostajemy i tak pod dużym wrażeniem.