★★★★★★★☆☆☆ |
1. Blues do nieskończoności 2. Stany skupienia 3. Feeling fine 4. In my arms 5. Prawo przyciągania 6. Bilet ulgowy 7. Manekin 8. Seria fortunnych zdarzeń 9. Życzenie 10. Pióra 11. Crazy 12. Ołowiany żołnierz 13. Rainbow Blues 14. Wciąż ten sam 15. Ciężko wytłumaczyć 16. Dziurawe serce 17. Niewidzialny mur 18. Szachy 19. Serce na tacy 20. The Secret
SKŁAD: Michał Szczerbiec – gitara, wokal; Tomek Zawadzki – gitara basowa; Piotr Broda – perkusja; Kuba May – perkusja (4, 11); Rafał Kaczewski – gitara basowa (9); Marek Tokarski – pianino, instrumenty klawiszowe (1, 3, 5); Bartek Hołownia – gitara Dobro (13); Bianka Samujłło – śpiew (8)
PRODUKCJA: Michał Szczerbiec
WYDANIE: 2016 – niezależne
Michał Szczerbiec to człowiek wielu talentów – muzyk sesyjny, solowy, gitarzysta, wokalista, aktor teatralny i telewizyjny. Skupmy się jednak na jego solowej aktywności muzycznej i zobaczmy, co przygotował dla słuchaczy w ramach płyty „Stany skupienia”.
Szare odcienie okładki prezentują faktyczne różne stany skupienia, zarówno te dotyczące rzeczy, ale też emocji. Okładka jest wieloznaczna i każdy może ją interpretować na swój własny sposób, ale całkiem naturalnie informuje nas, że zestaw 20 utworów, które kryje w sobie krążek w środku, będzie odpowiadał właśnie różnym… stanom jakkolwiek enigmatycznie by to niebrzmiało. Mamy tutaj typowe bluesowe smutki, kawałki drogi, coś o miłości i szczęściu.
„Stany skupienia” rozpoczynają się obiecująco dobrze, nagranym rockowo-bluesowym numerem Blues do nieskończoności, gdzie na pierwszy plan wysuwa się charakterna gitara w stylu Marka Knopflera. Zresztą brzmienie gitary rodem z lat 60-70. jest tutaj wiodące. Michał Szczerbiec oprócz inspiracji wspomnianym Knoplflerem przypomina również stylem takich artystów jak Eric Clapton, Santana, czy chociażby Jacek Skubikowski. Przyjemna dla ucha gra techniką slide usłyszymy w tytułowych Stanach skupienia, dźwięki banjo w utworze Bilet ulgowy, smyczki w Stanach skupienia, saksofon swoje małe solo dostaje w utworze Życzenie, gitara Dobro pobrzmiewa natomiast w Rainbow blues, a In my arms prezentuje natomiast rytmy reggae.
Album ten to kopalnia inspiracji. Na krążku znajdziemy najwięcej ot chociażby w początkowym riffie Feeling fine, który kropka w kropkę podobny jest do Ja mam bluesa szczecińskiej legendy After Blues. Bilet ulgowy jako kawałek drogi z grą perkusji niczym stukotem, sprawia wrażenia podobnego do Bluesu poniedziałkowego tria Adama Kulisza. Rainbow blues oraz Dziurawe serce dotykają spuścizny Knopflera, natomiast Crazy jest na tyle szalone w tym zestawie, że można go śmiało zrównać z żywiołowością Hendrixa.
20 utworów i blisko 80 minut muzyki to, zwłaszcza na dzisiejsze standardy, to jednak bardzo wiele i wymaga od słuchacza ogromnego skupienia. I tutaj chylę czoła przed tłoczonymi woskami zawierającymi maksymalnie 44 minuty muzyki i ani sekundy więcej. To jest właśnie czas według mnie, kiedy człowiek potrafi naprawdę się skupić i wyciągnąć coś z tego, co słyszy. Doskonale rozumiem chęć podzielenia się wszystkim, co się nagrało; jestem w stanie także zrozumieć, że ciężko jest się okroić, rezygnując z części materiału z sesji nagraniowej, ale wydaję mi się, że byłby to jednak bardzo dobry krok. Nie lubię jednak narzekać i krytykować, bo to w końcu tylko moje odczucia. Summa summarum, kompozycyjnie krążek pokazuje, że Michał Szczerbiec to utalentowany muzyk, realizujący w pełni swoje zamiary. Ponadto, jak na ogrom materiału większość wyśpiewana po polsku, a to też nie tak popularny trend. Co więcej, zdaje się odczuć, że nawet pomimo stylistycznej różnorodności, ten album jest nad wyraz dobrze zrealizowany.
Być może po singlach spodziewałem się czegoś więcej i bynajmniej nie chodzi tu o wielkość materiału, bo w mojej ocenie jest to spory minus. Po prostu zbyt dużo tutaj spokojnych melodii, baśniowej i sennej otoczki, przez co i wokal staje się zbyt monotonny i nużący zwłaszcza przy takich czasowych gabarytach. Stare powiedzenie mówi „pierwsze śliwki robaczywki”, kolejne owoce będą o niebo smaczniejsze i ja bardzo w to wierzę.