Morte Plays (….) gatunkowo oscyluje między alternatywą a muzyką akustyczną z małą kapką awangardy i jazzu. A przynajmniej tak zapowiada swoje wydawnictwo autor. Osobiście nie zrobiło na mnie dużego wrażenia. Być może, jeśli postaranoby się o jakieś większe uzewnętrznienie emocji, których w żaden sposób się nie można doszukać. Niestety, ale słuchaczowi przez całe trwanie albumu zostaje wsłuchiwanie się w akustyczną… pustkę brzmienia, któremu brak głębszych, może bardziej wyrazistszych wibracji, a może po prostu bardziej rozbudowanego instrumentarium. Ustawiczne tempo, rytmiczna stagnacja, a wreszcie melodyczna degrengolada nie zdobędą sobie szybko wiernych słuchaczy. Taka Medusa, Fairy Tale czy Hekate miałyby na przykład świetny potencjał aranżacyjny. Miałyby, gdyby autor pokusił się o współpracę. Widać, że w głowie twórcy roi się od pomysłów, ale w pojedynkę wypada to niestety blado i bezbarwnie.