„Radio Tree” jest czwartym studyjnym wydawnictwem Owls Are Not. Podobnie jak poprzedni album zespołu „isnot”, odnosi się do koncepcji radiowej transmisji ze sporą ilością różnorakich sampli oraz pozornej improwizacji z żywym materiałem perkusjonaliów. Tym razem „transmisja” jest wynikiem miesięcy badań etnomuzykologicznych lidera zespołu w Malawi i Tanzanii. Cztery z sześciu piosenek skomponowane zostały wraz z wokalistami z Afryki Wschodniej oraz inspiracji klasycznymi rytmami pochodzącymi z tych rejonów, tj. malipenga, vimbuza. Kto oglądał Twin Peaks, ten wie, że „sowy nie są tym, czym się wydają”. Patrząc na ten album, trudno obstawiać na cokolwiek. Ja nie spodziewałem się, że ta prostota skrywająca się za okładką skrywać będzie tak abstrakcyjną i złożoną twórczość. Tak zapewne by wyglądała muzyka Franka Zappy, gdyby urodził się w Dodomie, a zamiast gitary oparł się na rytmiczno-szamańskich konwulsjach i muzycznej aberracji podkreślonej elektroniczną demagogią. Na tym krążku dostajemy bowiem muzykę mocno eksperymentalną, spajającą mnogie ilości stylów, od techno przez trip-hop, drum’n’bass, oniryczny pop, a kończąc na folku. Hybryda dźwięków, którą można strawić tylko przy świadomym przesłuchaniu. Prawdziwej sztuki mało kto rozumie, toteż i przeciętnego słuchacza ta muzyka przytłoczy, ale Lyncha też ogląda się z nożem na gardle.