D’Agaro Mella Rivagli Trio – Bangalore

★★★★★★★✭☆☆

1. Bangalore 2. Dick’s Holler 3. Elda Olio 4. Fafa 5. Grofs 6. Haiti 7. Rotie 8. Tibbar

SKŁAD: Daniele D’Agaro – saksofon tenorowy, klarnet i bas klarnet; Aldo Mella – kontrabas; Elio Rivagli – perkusja.

PRODUKCJA: Paolo Guercio & Mella Aldo – Sound Sistemi Studio & Acoustic Sound Studio

WYDANIE: 3 listopada 2014 – Ninety & Nine Records

To trio nie ma za sobą wielkiej historii. Powstało w roku 2013 przez trzech niezbicie doświadczonych muzyków sceny jazzowej. I żeby długo nie szukać, można od razu skierować moje słowa, co by na wiatr rzucone nie zostały, na osobę Aldo Melli. Absolutnie kluczowy pion turyńskiej bohemy od lat 80., co udowodnił, grając między innymi dla takich, jak Charlie Mariano czy Stanley Jordan oraz będąc członkiem wielu formacji czołowego pianisty Franco D’Andrei. Kolejny muzyk – Elio Rivagli – również może pochwalić się wieloma studyjnymi projektami czy też zaawansowaną współpracą z Philharmonic Orchestra. Daniele D’Agaro z kolei to najbardziej ekstrawertyczna postać tego trio, która będąc pod wpływem różnych odmian jazzu i muzyki improwizowanej jakże wybuchowej sceny holenderskiej, która fuzją swoich inspiracji z pewnością dodaje iskry temu projektowi. Co z takiego połączenia może ciekawego wyjść?

„Bangalore” to wynik muzycznej otwartości i łączenia inspiracji Leadbelly’ego, Charliego Mariano czy afrykańskiego saksofonisty Seana Bergina.

Jak podaje wydawca, muzyka prezentowana na albumie „Bangalore” to wynik muzycznej otwartości i łączenia inspiracji Leadbelly’ego, Charliego Mariano czy afrykańskiego saksofonisty Seana Bergina. Co ich jeszcze łączy? Ano włoskie pochodzenie! Nie wspominałbym jednak o tym li tylko ze względu na antropologiczne korzenie, bo jeżeli zaczniemy wyobrażać sobie na tej podstawie ich styl, to włoskie konotacje niekoniecznie świadczyć będą o brzmieniu, jakie muzycy wydobywają z siebie na płycie „Bangalore”. Album żyje i oddycha hegemonizmem inspiracji. Tworzą go niebanalne aranżacje, niepowtarzalne schematy oraz entuzjazm ducha improwizacji, który prowadzi kolejne utwory poprzez historię, etniczne zakątki muzycznej wyobraźni i pewność swojego artystycznego kunsztu. Słychać w tej muzyce symetrię brzmienia skąpanej w idei ciepła i spontanicznych odruchach instrumentalizacji, co zresztą wizualnie świetnie potwierdza sama okładka, którą zdobi dzieło Giuseppe Solinasa działającego pod pseudonimem Scerbo.

Utwory niepozorne. Z melodiami ułożonymi tylko na pozór skomplikowanymi, bowiem sam po paru dniach łapałem się na tym, że nieświadomie nucę utwory właśnie tego włoskiego trio. Mamy tu przecież Bangalore, która pomimo tytułowej sugestii skłaniającej nas ku Indiom mi bardziej przypomniała stricte klezmerskie zawody. Z kolei Haiti dosadnie odzwierciedla instrumentalnym „ubóstwem” ten rejon globu, mimo że brzmieniowo świetnie dopasowało się również do dokonań naszego kompozytorskiego geniusza Michała Trzaski z filmu „Dom Zły” (2009) Wojtka Smarzowskiego, skutecznie rozbudzając u słuchacza demony niepokoju i lęku. Oba utwory kompletnie więc ze sobą kontrastujące…

Podróż do krainy prostoty zbitej w mrowiej ilości dźwiękowej inspiracji.

Nie musimy słuchać albumu długo, aby zdać sobie sprawę, że to nie koniec muzycznych „odkryć”. Dick’s Holler to z kolei kunsztowna kompozycja uwodzicielskiej famme fatale z pobliskiej rewii burleski, której atmosfera w powyższej kompozyji jest wprost doskonale odegrana. Już dzięki tym utworom można zrozumieć, jaki ma charakter cały ten album. Błądzimy tak brzegami ich muzycznej inspiracji, zaczepiając się o dźwiękowe ewenementy. Instrumentaliści tego trio wprost kolonizują muzykę, która w takim żywym miksie brzmień naprawdę czaruje, płodząc u słuchacza bujne skojarzenia muzycznego warsztatu. Nie ma tu jednak charakterystycznego konceptu, którego podjęliby się muzycy. Album powstał raczej na zasadzie zewu spontaniczności i fuzji swoich upodobań; scalenia wszystkich puzzli muzycznego dorobku. „Bangalore” to prawdziwa podróż do krainy prostoty, paradoksalnie zbitej w mrowiej ilości dźwiękowej inspiracji, w której słuchacz odnajduje się niemalże natychmiastowo. Po co by nie sięgnęli… To muzyka mało refleksyjna. Nastawiona raczej na melodyczno-rytmiczny hedonizm, ale czy zawsze musimy wiązać z tym rejonem sztuki jakieś przesadnie uroczyste, czy też wręcz patetyczne projekcje? Nie sądzę!