★★★★★★★☆☆☆ |
1. Biała Sierść 2. Zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury 3. Szary Mistyk 4. Opat 5. Po południu Mechowo 6. Bulwar Molo 7. Indianin 8. Statek Matka 9. Girls From Rewa, Boys From Hel
SKŁAD: Michał Miegoń – wokal, gitara; Joanna Kucharska – wokal, gitara basowa; Krzysztof Wroński – perkusja
PRODUKCJA: Michał Miegoń
WYDANIE: 24 października 2014 – Nasiono Records
Kiev Office najwyraźniej lubi robić mi niespodzianki. Kiedy usłyszałem o wydaniu albumu „Statek Matka” zapragnąłem jak najszybciej tę płytę zdobyć, ale jako że mieszkam teraz w Anglii zadanie to było nieco utrudnione, a nie chciałem się bawić w kupowanie empetrójek. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy ostatniego dnia pobytu w Polsce znalazłem płytę w mojej skrzynce pocztowej. Niespodzianki na tym się nie kończą, ponieważ moja nagła sympatia do grupy za sprawą „Zamenhofa” okazała się być czymś trwałym, a nie tylko przelotnym zauroczeniem.
Od razu zaznaczę, „Statek Matka” jest albumem zgoła innym od swojego poprzednika. Charakterystyczny styl zespołu pozostał nietknięty, ale najnowsze ich dzieło jest znacznie poważniejsze. Brak tu przezabawnych gier słownych w stylu Uda Clinta Eastwooda czy Uciekł w niszę i rozbrajająco pozytywnych wibracji. Mimo że „Zamenhofa” miała też momenty poważne, to była w tym samym momencie zwyczajnie weselsza i bardziej rozrywkowa.
Brak elementu zaskoczenia Miegoń i spółka nadrabiają świetnymi kompozycjami, które swoją największą siłę mają w prostocie. Ja osobiście więcej uwagi zwracam teraz na ich warsztat niż na zabawę, jaką niesie z sobą słuchanie ich albumu. „Statek Matka” to album, w który warto się zanurzyć. Asia Kucharska ma u mnie coraz większy szacunek za to, jak traktuje bas. Jak nie bulgocze, to fajnie zawibruje, w tle nadając kompozycjom ten post-punkowy sznyt. Wroński wydaje się być dla niej najlepszym partnerem do rytmicznych wygibasów. Miegoń za to jest świetnym liderem scalającym to wszystko w bardzo przyjemną do słuchania całość.
Album otwiera piosenka o niedźwiedziu polarnym i niebezpieczeństwach czyhających na Antarktyce i słychać w niej to zagrożenie. Bas pięknie rozbrzmiewa w zwrotkach, a nośny refren napędza ją w refrenach. Następna w kolejce kompozycja to Zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury. Chyba aktualnie moja ulubiona kompozycja, brakowało mi takiej punkowej petardy i nawet nie przeszkadzają mi tu chórki w refrenie, które nadają kompozycji zwiewności. W tym miejscu muszę przyznać, że teksty tym razem nie wpadają tak łatwo do głowy, nie jest to jednak wadą, bo nie są one aż tak jednoznaczne, a zaznaczę nawet, że za każdym z nich kryję się naprawdę ciekawa historia. Dużo w nich trójmiejskich legend, codziennego życia i intrygujących postaci. Dobrym przykładem jest Szary Mistyk, który opowiada historię gdyńskiej legendy człowieka, który intryguje i odpycha zarazem. Mieszkańcy Gdyni zapewne mają własne historie związane z tą personą. Ja osobiście nie będę wiele zdradzał, ale zachęcam do zanurzenia się w temat w trakcie słuchania płyty. Opat zwalnia nieco tempo. Jest to utwór instrumentalny, zdecydowanie najwolniejszy na płycie i najbardziej kontemplacyjny. Stanowi on dobre urozmaicenie i pozwala odetchnąć przed kolejnym szybkim strzałem w postaci Po południu Mechowo, w którym Miegoń śpiewa bardzo agresywnie. Kolejny typowo punkowy utwór, który trwa zaledwie 1:49.
Na płycie znalazła też się kompozycja anglojęzyczna „Girls from Rewa, Boys from Hell”. Jest to jeden z najciekawszych i najbardziej rozbudowanych utworów. Pod koniec trwania odpływa on nieco w rejony noise’owe, a na finał pozostaje sam Wroński i jego bębny. Warto też wspomnieć „Bulwar Molo”, w którym rozbrzmiewa najdziwniejsza solówka gitarowa. Przypomina ona trochę motyw przewodni z jakieś starej gry 8-bitowej. Tytułowy „Statek Matka” z kolei ma porywający motyw gitarowy, który długo pozostaje w głowie.
Muzyka, jaką tworzy Kiev Office to dość prosty rock z nostalgicznie garażowym brzmieniem. Miłośnicy naturalności, sprzężeń i prawdziwej spontaniczności tworzenia będą wniebowzięci. Statek Matka pozbawiony jest sztuczności i mizdrzenia się na pokaz. Wszystko tu jest tak, jak wyszło spod palców twórców i to już robi duże wrażenie, a co dopiero fakt, że naprawdę im się ten album udał. Nie pozostaje nic tylko tupać nogami i chóralnie podśpiewywać, co właśnie zamierzam po raz wtóry zrobić.