★★★★★★★★★✭ |
1. Mirrors Of Confusion 2. Carousel Of Death 3. Pareidolia 4. Empty Whisky Jar 5. The Stranger From Andromeda 6. Until We Meet Again 7. Ulterior Harmony 8. Disturbance Within 9. Universal 10. Where Dreams Have Died SKŁAD: Shant Hagopian – gitary; Craig Blundell – perkusja; Kristoffer Gildenlöw – bas; ALex Argento – klawisze (7); Squiggy McFlannel – trąbka (2); Houry Dora Apartian – wokale. PRODUKCJA: Shant Hagopian WYDANIE: 20 sierpnia 2018 – niezależnie www.shop.semanticsaturation.com
Shant Hagopian. Człowiek, o którym mało kto wie, a na, którego płytach zawsze udzielają się tuzy największego formatu. Człowiek, który muzyką przekracza wszelkie kulturowe bariery. Fascynujący debiut „Solipsistic” zebrał u mnie gromkie oklaski. Debiut przez tak niewielu oczekiwany, a robiący tak kolosalne wrażenie. Album, który zmienia wręcz istotę progresywnego metalu, często zawężonego do wąskich szufladek. Debiut Hagopiana to jedna z niewielu płyt, zwłaszcza pokroju tego gatunku, którą bez mrugnięcia okiem uznałbym za jedną z najbardziej wizjonerskich wśród progresji. Muzyk, jeżeli dziś nie wybitny, to z pewnością za takiego za kilka lat zostanie uznany. Tak ambiwalentny kunszt podparty takimi muzycznymi legendami i ich umiejętnościami jak świetna trakcja bezprogowego basu Kristoffera Gildenlöwa czy też chirurgiczna precyzja Craiga Blundell na najnowszej płycie dobrze rokuje.
Surowy klimat płynnej improwizacji utwierdzonej na skale doskonałej dynamiki i alergii na brzmieniową losowość. Do tego solidna produkcja oraz idealny balans instrumentarium. Gama stylów nie łamie może paradygmatów, ale zdecydowanie przybliża najnowszy dorobek Hagopiana do miana arcydzieła. Nie wiem, czy „Paradigms” przebija debiut. Być może tamtej był bardziej ekstatyczny i entuzjastyczny. Najnowszy zdecydowanie jest bardziej stonowany oraz wyważony, co też może wynikać z dość drastycznej zmiany obsady, ale jak zawsze całość jest doszlifowana do samego końca. Twórczość Hagopiana to emocje rozszczepione na czynniki pierwsze, głównie dzięki solidnej interpretacji atmosfery każdej z kompozycji, które zawsze tworzą spójną muzyczną koncepcję. Trudno wyobrazić sobie bowiem lepszą identyfikację z utworem, jak dzieje się to za przykładem Dereka Sheriniana w Ulterior Harmony. Całość jest doskonale przemyślana. Hagopian nie błądzi, chociaż ciężko pracuje, aby jego albumy były heterogenicznymi obłokami niejednorodnych styli. Sterylność instrumentarium i technicznej konstrukcji nie zaburza jednak przesłania emocjonalnego (When Dreams Have Died). To jeden z utworów, który utwierdzają wiedzą kompletną w zakresie konstrukcji i mieszania różnych stylistyk. Słuchacz po tak wyczerpującej dawce wypełniających muzycznych nastroi musi być spełniony.
Systematycznie nakładające się na kompozycje warstwy tworzą materiał równie przystępny co skomplikowany dzięki inteligentnej konstrukcji utworów. Nie odurza ona słuchacza przepychem, ale stopniowym wprowadzaniem do kolejnych muzycznych wymiarów. Od akustycznej krotochwilności przez rozpaczliwość ballad, a na rockowo-orkiestracyjnych kohortach dźwięku kończąc (Universal). To nie wszystko! W Mirrors of Confusion dostajemy genialny funkowy rytm. Spore wrażenie pod względem budowania atmosfery i przestrzeni robi tripowy Disturbance Within. Do tego dostajemy ciężki, acz zaparty jazzowymi melodiami rozrywkowy utwór Carousel of Death czy też świetne melodie w Pereidolia. Melancholia zaskoczy nas w blusowym Empty Whisky Jar. Gorące progresje z efektownymi ornamentami znajdziecie w The Stranger From Andromeda. Ultrarelaksujący Until We Meet Again ukoi. Ta umiejętność zabawy dźwiękiem kojarzy mi się z Hagopianem najbardziej. Robi to nie tylko z niebywałą lekkością, ale i z piorunujące efektem ostatecznych aranżacji. Niektóre tematy rozwijają się w sposób całkowicie zaskakujący. Nieprzewidywalność utworów to jedna z podstawowych zalet, dla których do jego twórczości się wraca.
Hagopian porównywany jest często do Joe Satrianiego oraz Steve’a Vaia. Wierzcie czy nie, ale żaden z nich nie przekonuje mnie pod względem emocjonalnym tak jak robi to właśnie Hagopian, a o to w tej muzyce bardzo ciężko ze względu na brak lirycznego podkładu. Na nic jednak porównania. Universal przecież na ten przykład można podciągnąć oraz interpretować jako hołd formacji Camel z czasów płyty „The Snow Goose” (1975). Jego subtelność, delikatność oraz finezja tworzą naprawdę niesamowitą i unikatową całość i raczej nie należałoby tego konkretyzować w ramy znanych standardów, które pojawiają się raczej przypadkowo. Dobry album instrumentalny nie zależy od bicia rekordów prędkości, ale od wyczucia klimatu i wszechstronności. Te cechy Hagopian posiadł w całej ich synergii. Twórczość Hagopiana dorasta jednak tak naprawdę ze słuchaczem. Trywialnym wydaje się pisać o tym, że album rośnie wraz z każdym przesłuchaniem, ale jego twórczość naprawdę tworzy coś do czego nie tylko wraca się z wielką przyjemnością, ale za każdym razem skłania nas ku innym zakamarkom tej brzmieniowej poezji. Niesamowita atmosfera, przy tych technicznych fajerwerkach rzadko kiedy ma tak emocjonalny wydźwięk. „Paradigms” to kolejne wyjątkowe i unikalne wydawnictwo. „Solipstistic” nie był dziełem przypadku.