Muzyka instrumentalna nie ma treści, ale tak się już przyjęło, że wiele razy przekazuje o wiele więcej emocji aniżeli liryczny blichtr wielu projektów. Być może to siła sugestii wobec ograniczonych bodźców, a może właściwiej byłoby napisać… ich wyostrzenia. Ta muzyka łamie barierę formy, rozwodząc „treść” na wysnute w płynności dźwięki, których rzadka wymienność charakteru kontrastuje z ostatecznym – jakże bogatym – kształtem. Doskonale wpisuje się to w zimową aurę. Muzyka jest równie przystępna słuchaczowi co niezrozumiała w swojej prostolinijności; głównie za sprawą zmieniającej się techniki grania na skrzypcach oraz wielowarstwowości poszczególnych dźwiękowych skorup. Od dźwięków niewyobrażalnie niskich jak na ten instrument po te wysokie i najbardziej egzaltujące ucho słuchacza; umiejętnie dostrajające współmierność wszystkich tonacji (Moderato). Wynikiem tego jest symfonia podzielona na trzy części powstająca przez cztery lata. Płyty o tak minimalistycznym wymiarze mają jednak to do siebie, że każdy szczegół musi być tu naprawdę świadomy, a artykulacja jest tu ukazana na mistrzowskim poziomie, potwierdzając nieszablonowość tego projektu (Largo). Artysta dopuszcza się rozprowadzania dźwięków na zasadzie transu, na którego kulminację czeka się z zapartym tchem, mimo że twór nie ma na właściwie niczego „do powiedzenia” (Allegro). Oznajmiać jednak niczego nie musi. Profesjonalizm Tomasza Sroczyńskiego dotyka nas emocjami w kompletnej izolacji od rzeczywistości.