The Mute Gods – tardigrades will inherit the earth

★★★★★★★★☆☆

1. Saltatio Mortis 2. Animal Army 3. We Can’t Carry On 4. The Dumbing of the Stupid 5. Early Warning 6. Tardigrades Will Inherit the Earth 7. Window onto the Sun 8. Lament 9. The Singing Fish of Batticaloa 10. The Andromeda Strain 11. Stranger than Fiction

SKŁAD: Nick Beggs – wokal, gitara basowa, gitara, programowanie, klawisze, chapman stick; Roger King – klawisze, programowanie, gitara, wokal wspierający; Marco Minnemann – perkusja, gitara

PRODUKCJA: Roger King

WYDANIE: 24 lutego 2017 – InsideOutMusic

Moja przygoda z the Mute Gods rozpoczęła się za sprawą koncertu Stevena Wilsona w Manchesterze w zeszłym roku. Tam, zachęcony obecnością Nicka Beggsa przy sklepiku z płytami, postanowiłem zakupić debiut jego solowej formacji i EP-kę Wilsona. Chwilę później już stałem przed nim z płytą gotową do podpisu, ale jedyne co miałem do powiedzenia to to, że singiel jest bardzo fajny, bo wciąż próbowałem się zdecydować, czy jego muzyka to coś dla mnie. Kupowanie muzyki w ciemno nie jest dla mnie czymś nadzwyczajnym, więc nie czułem, ze cokolwiek stracę, wydając pieniądze na „do nothing till you hear from me”. Na całe szczęście debiutancki krążek The Mute Gods okazał się prezentować ciekawe oblicze rocka progresywnego z trochę bardziej piosenkową twarzą. Prawie równo rok po tamtym wydawnictwie dostajemy kolejną dawkę muzyki od tej brytyjskiej kapeli.

Nick Beggs należy do tych ludzi, którzy ciągle szukają nowych wyzwań. Liczba grup, w których grał jest dość pokaźna (Kajagoogoo, Lifesigns, Iona, Ellis, Beggs & Howard), wspomagał on też takich artystów jak Steve Hackett, John Paul Jones, Rick Wakeman i ostatnimi czasy Steven Wilson. Nigdy jednak nie miał tak naprawdę szansy, by tworzyć na własny rachunek. The Mute Gods jest właśnie próbą zostania artystą z prawdziwego zdarzenia, dyrygującym własną grupą i wypuszczającym na świat własne pomysły. Debiutancki album okazał się sukcesem i zdaje się, że Niemi Bogowie zostaną z nami na dłużej.

Nie boję się napisać, że „tardigrades will inherit the earth” jest płytą przebijającą swoją poprzedniczkę w każdym aspekcie. Nie prędko jednak sobie to uświadomiłem. Maglowałem płytę dobrych parę razy, zanim zaczęło między nami iskrzyć. Album bardzo złożony, emanujący wieloma dźwiękami, które nakładają się na siebie, tworząc pełne wymiarem kompozycje. Wydaję się też być bardziej bombastyczna, orkiestrowa wręcz. W tym samym momencie jest pełna chwytliwym, czasem ulotnych melodii. W moim głosie jest pewna słodycz – powiedział mi w wywiadzie Nick. Ta jego słodycz tworzy pewną sprzeczność, bowiem tekstowo jest to bardzo mroczny album, który prawie pozbawiony jest pozytywów poza Stranger than Fiction, który traktuje o miłości do żony autora. Jest utwór o naturze, którą czeka nieuniknione powstanie przeciwko ludzkości doprowadzającej świat w stan entropii (Animal Army), nie zabrakło miejsca dla mediów społecznościowych i ich katastrofalnego wpływu na nasze postrzeganie i zachowanie (The Dumbing of the Stupid), a także dla zagrożeń płynących ze strony technologii (Window onto the Sun). Jak widzicie nie są to tematy przyjemne, ale nie zmienia to faktu, że ważne i bardzo na czasie. Nick Beggs traktuje tutaj muzykę jako narzędzie do przekazania swoich opinii, a także do uświadomienia nas o tym, w jakim świecie żyjemy. .

Należę do grona ludzi, którzy często nie widzą sensu w instrumentalnych intrach i różnych przerywnikach. Często też znikają one z moich list odtwarzania, traktowane jak nieistotni złodzieje czasu. Od święta zdarza się jednak, że takie momenty na płycie pełnią na niej znaczącą rolę i czuję, że tak właśnie jest w przypadku „tardigrades will inherit the earth”. Saltatio Mortis świetnie wprowadza w ten mroczny i przerażający świat przez to, że tak naprawdę jest marszem pogrzebowym dla ludzkości. Lament to rewelacyjna kompozycja zagrana na chapman stick. Jeśli ten instrument do tej pory nie robił na was żadnego wrażenia lub po prostu był wam obcy, to gwarantuję, że ta perełka to zmieni. The Andromeda Strain z kolei wpisuje się w ogólny styl płyty, z wyrazistymi motywami klawiszowymi.

Czas na danie główne, czyli pozostałe kompozycje składające się na drugi album the Mute Gods. Łatwo zauważyć, że Nick Beggs rozwinął się jako wokalista i próbuje nowych form wyrazu. Nie ma on może wielkich możliwości wokalnych i szerokiej skali, ale jego barwa głosu ma w sobie coś przyciągającego. Bardzo dobre wrażenie robi końcówka We Can’t Carry On, gdzie Brytyjczyk śpiewa nieco wyżej niż wcześniej, dodając utworowi głębi i zostawiając pewnego rodzaju muzyczną zakładkę, do której chętnie się wraca. Sam utwór, jak na singiel, nie jest najbardziej przebojowym momentem płyty, ale niemniej jednak ma w sobie pewną chwytliwość wzmocnioną na klawiszach przez Rogera Kinga. Następujący zaraz po nim The Dumbing of the Stupid to jeden z dwóch dłuższych kompozycji na krążku. Pokazuje on zdecydowanie ostrzejsze oblicze grupy i kojarzy mi się z początkami fascynacji Porcupine Tree muzyką metalową. Dużo dynamicznych przejść, gęsta i posępna atmosfera, a do tego mnóstwo ostrych momentów gitarowych. Drugi długas to The Singing Fish of Batticaloa – ten utwór to już zupełnie inna atmosfera. Zupełnie jak przedstawiona w nim historia śpiewających ryb, prezentuje się on dość bajkowo.

Nie można w żadnym wypadku zapominać o muzykach wspomagających Beggsa, bo nie są to tylko nazwiska, które przypadkiem znalazły się w studiu, a bardzo utalentowani ludzi, którzy stali się nieodzowną częścią zespołu. Roger King bardzo wyraźnie odznacza swoje piętno wspierając, a często po prostu kreując i prowadząc, przewodnie motywy wielu kompozycji. Duet Beggs-Minnemann zna się na wylot i to również słychać w niezwykle żywej sekcji rytmicznej.

The Mute Gods albumem „tardigrades will inherit the earth” potwierdzają swoją rację bytu i odnajdują dla siebie odpowiednie miejsce w progresywnym świecie. Nick Beggs może być dumny, bo lata ciężkiej pracy wreszcie się opłaciły i jego talent jest wreszcie na pierwszym planie. Tak właśnie nagrywa się udanego następcę debiutu – kompozycje są ciekawsze, melodie zostają na dłużej w pamięci, nic nie odstaje, nic nie trzeba przyciąć, więc nie ma po co zagłębiać się dalej w analize, tylko trzeba wracać do świata, który bezpowrotnie przejęły niesporczaki.