![]() |
Najlepiej jak rock and roll jest rozpoznawalny sam z siebie i nie próbuje się go zmieniać w coś, czym być nie powinien. – Slash |
Od sukcesów po mentalne porażki. Życie, które chcąc czy nie chcąc, przez większość czasu kręciło się w około Guns N’ Roses. Tak i sama biografia niekiedy bardzo niebezpiecznie zagłębiała się w jej historię, zapominając przy tym, kto jest – przynajmniej w biografii – głównym bohaterem. Stąd, będąc po uprzedniej lekturze biografii Guns N’ Roses Micka Walla, (LINK) wiele z anegdot było „powtórzonych”, a aura tajemniczości postaci Slasha tylko w niewielkim stopniu została bardziej odsłonięta, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Czy dało się jednak pominąć historię grupy, której Slash zawdzięcza to, kim jest obecnie? Byłoby to ciężkie, dlatego rozumiem trudność w utrzymaniu balansu pomiędzy wyborem elementów faktograficznych. Podobnie jak w przypadku biografii Walla, w książce o Slashu mamy do czynienia z zachwianiem obiektywizmu. Wydaje się, że autor niekiedy przekoloryzowuje postać pokornego Slasha na tle zadufanego w sobie Axla. Idealni raczej obaj nie byli i nie będą, a przecież skrajna odmienność charakterów była siłą napędową całej tej historii. Co by nie gadali oboje swoje przeszli. Sukces przyjęty był jednak przez obydwu na swój sposób.
![]() |
Axl i Slash |
W latach 80. wystarczyło parę riffów Welcome To The Jungle, aby położyć konkurencję na łopatki. Największy hity wychodziły spod palców Slasha przypadkowo (patrz Sweet Child O’Mine). Nadzwyczajnie łatwo przyszło mu też zgranie solówki wszech czasów w November Rain. Slash, jaki był, taki też pozostał. No może poza paleniem. Nieustannie towarzyszy mu jednak butla Jacka Danielsa, cylinder na głowie i burza kręconych włosów. Na rockowy piedestał wspinał się bez parcia na szkło. Gigantyczny sukces jakby go wcale nie obniósł. Powodem, dla którego rozpadło się Guns N’ Roses, była przecież prosta chęć ograniczeniu majsterkowania przy produkcji kolejnych płyt, na co nie godziło się pedantyczne ego Axla. Najlepiej jak rock and roll jest rozpoznawalny sam z siebie i nie próbuje się go zmieniać w coś, czym być nie powinien. (str. 132) – stwierdzał wielokrotnie Slash. Tak jak mówił, tak robił. Dowodem są na to jego projekty od Slash’s Snakepit, wymieniając dalej Blues Ball i Velvet Revolver, a na solowych wydawnictwach kończąc. To właśnie te fragmenty biografii uznaję za najciekawsze, bo jak dotąd w wielu miejscach były zwyczajnie pomijane i niewystarczająco docenianie.
![]() |
Velvet Revolver |
Ciekawy elementem jest rozdział z ciekawostkami, i o ile mało kogo zapewne interesuje wzrost naszego ulubieńca, to wywody na temat twórczości Ala Pacino i Vincenta Price’a są co najmniej ciekawe. Ponadto dla muzycznych technokratów zamieszczono również wykaz używanych przez Slasha instrumentów oraz, jak się już przyjęło, zaktualizowaną dyskografię. Dobrą robotę robią również same przypisy, które często sprawnie rozbudowują tożsamość wspominanych formacji, z którymi miał do czynienia w swojej karierze Slash. Wydawnictwo Stenninga jest dość „okrojone”, ale przy tym nie ma szans na znużenie ilością informacji. Biografia jest bowiem nad wyraz krótka, dlatego czyta się ją niezwykle szybko, bez popadanie w często zbyteczne detale. Wydawnictwo In Rock postarało się również o wkładkę w postaci posłowia Roberta Filipkowskiego „Apetyt na rekonstrukcję” dopowiadającą polskie podboje muzyka kończące całość w marcu 2018 roku. Cóż, bardziej aktualne biografia nie istnieje. „Slash. W jamie węża” to opowieść o pasji do muzyki oraz intuicji, która uchroniła muzyka od artystycznej degrengolady. Szersze studium na temat człowieka o niebywałym talencie. Mimo pewnych mankamentów jest to książka znamiennie odwzorowująca historię jednego z najciekawszych gitarzystów naszych czasów, a przy tym ciekawe i zwięzłe kompendium historii rocka ostatnich dziesięcioleci. W sam raz dla mało przekonanych co do twórczości zaklinacza węży.