★★★★★★★☆☆☆ |
1. Vislitha 2. Iamtar 3. Shma 4. Anfyl
SKŁAD: Kylu Trash – wokale, gitara basowa wfl; Paweł Łabuz – gitara; Artur Pałusz – perkusja
PRODUKCJA: Boutcher Sliwa & Franciszek Batko
WYDANIE: 8 grudnia 2014 – Depressive Illusions Records
Umiejętne łączenie black i post metalu to dość karkołomne zadanie. Umiarkowanie udaną próbę podjęło w zeszłym roku Hegemone (recenzję ich wydawnictwa popełniłem tutaj). Niedawno na scenie pojawił się jednak nowy zespół – tarnowskie Vague Stories – który operuje podobnymi środkami wyrazu. Z jakim skutkiem?
Zacznijmy od tego, że na debiutancki album – opatrzony tytułem „P.W.M.I.T.”, co rozwija się w „Places We Missed In Time” – składają się raptem cztery utwory o nieprzesadnej długości; z tego powodu w zasadzie bliżej mu do EP-ki niż pełnoprawnego wydawnictwa. Nie ma tu jednak żadnych zbędnych ozdobników czy intr. Dostajemy nieco ponad 25 minut bardzo konkretnej muzyki, mocno osadzonej w blackowej stylistyce, a to głównie za sprawą surowego, brudnego brzmienia i specyficznego wokalu wywołującego lekkie skojarzenia z Outre. Odpowiednio mroczna jest również okładka. Całość utrzymana jest generalnie w średnich tempach – wyraźnie widać, że zespołowi zależy raczej na budowaniu klimatu niż gitarowej kanonadzie, acz oczywiście i przyspieszeń nie brakuje. Choć na bandcampie zespołu znajdziemy informację mówiącą, że: Vague Stories is a post metal band, to niestety na ten szlachetny gatunek i wiążącą się z nim wirtuozerię nastawiać się nie należy. Za to fani czarnego metalu powinni być ukontentowani, bo już otwierające album riffy mocno pachną siarką.
W zasadzie opisując „P.W.M.I.T.” mógłbym z powodzeniem skopiować sporą część recenzji debiutanckiego wydawnictwa wspomnianego już Hegemone. Oba te albumy cierpią na podobne przypadłości. Na krążku Vague Stories znajdziemy więc sporo ciekawych pomysłów, ale nieco gubią się one wśród prostych i typowych patentów. Gdyby tak więcej było równie klimatycznych motywów jak czysty wokal w Iamtar albo naprawdę ładne melodie w najmocniejszym punkcie albumu – zamykającym go Anfyl, w którym muzycy pokazują, że potrafią grać emocjonalnie… Niestety, zespół wybrał inną drogę i z tego powodu na płycie nie znalazł się ostatecznie kawałek Unsule, który można znaleźć na bandcampie kapeli – choć różni się on bardzo mocno od materiału z longplaya, to wciąga go nosem, jest bardzo emocjonalny i brzmi jak cięższa wersja Sed Non Satiata. Osobiście bardzo żałuję, że Vague Stories ostatecznie skręciło w stronę black metalu. Ślady emocji i melancholii co prawda pozostały, zwłaszcza w tekstach, ale odczuwam ogromny niedosyt. Nie zrozumcie mnie jednak źle – to naprawdę niezła muzyka, ze sporym potencjałem, która wymaga jednak szlifów. Na ten moment rekomendowałbym „P.W.M.I.T.” przede wszystkim fanom klimatycznego, depresyjnego black metalu – pocztowcom już niekoniecznie.