Hipgnosis – Relusion

●●●●●●○○

1. Cold 2. Cult Of Cargo 3. Dr What 4. The Garden 5. Relusion 6. Large Hadron Collider

SKŁAD: SeQ – perkusja, klawisze, elektronika; KuL – wokal; PiTu – bas, wokale; ThuG – klawisze; Ijon – klawisze; Prince Olo – gitara. Gościnnie: Marcin Kruczek (Nemezis) – partie solowe gitary w Relusion oraz Large Hadron Collider

PRODUKCJA: Paweł Hebda

WYDANIE: 14 listopada 2011 – Studio Hipgnosis-Art

www.hipgnosis.pl

Zespół, który nie upublicznia swoich personaliów, ani zdjęć. Na koncertach nie bawią frasobliwą konferansjerką. Trzymają się własnych zasad i reguł pośród, których muzyka ma najwyższy stopień uprzywilejowania. 5 lat temu zahip(g)notyzowali rewelacyjnym albumem „Sky Is The Limit”. Zaangażowanie, pasja i oryginalna wizja twórcza. To pokrótce charakteryzuje formację Hipgnosis.  A jak jest z ich kolejnym wydawnictwem? Czy potwierdza dawne umiejętności techniczne i predyspozycje dawnych ambicji? Najnowsze wydawnictwo Hipgnosis – „Relusion” to (…) koncept album, ale w odmiennym niż typowe rozumieniu tego słowa. Jest pewnego rodzaju manifestem, ale jedynym tak naprawdę przesłaniem nie jest nakłanianie kogokolwiek do żadnej idei – kładzie nacisk na zmuszenie odbiorców do samodzielnego myślenia, a nie powielania cudzych opinii. To uwypuklenie radości życia, pobudzenia świadomości własnej wartości i wielkości człowieka, jako cząstki Przyrody i Kosmosu. – tak zapowiedziany został najnowszy album inspirowany książką Richarda Dawkinsa „Bóg urojony” przez samych członków zespołu. Wydawnictwo, rzeczywiście, pomimo pewnych twardych punktów i precyzyjnej obróbki wykonawczej zdaje się być stworzone pod wpływem chwili i spontanicznej wolności… dźwięków, których często fantazyjne podejście jarzy się niezwykłą oryginalnością. 

Kiedy już zamierzamy wejść do krainy Hipgnosis przy pomocy zwykłego nośnika CD, na początku wita nas zdobiąca okładkę albumu tajemnicza reprodukcja obrazu „Dwa Światy” Tomasza Sętowskiego, który w środku podjudza nasze zmysły kolejnym wytworem z nurtu „magicznego realizmu” – „Komnata Tajemnic”. Świetna oprawa graficzna to pierwsza rzecz, która mnie ujęła, ale o tym przekonać się mogą tylko szczęśliwcy posiadający nowy materiał „fizycznie”. Zastanawiałem się jednak czy będzie to równie dobrze odwzorowana w muzyce. Nie zawiodłem się. Przestrzenne i doniosłe brzmienie już od pierwszych chwil galopującego Cold wprowadza słuchacza w inny wymiar, a może galaktykę brzmień, bo nie sposób oprzeć absorbujących motywów Hipgnosis o jeden gatunek muzyczny. Kiedy słyszymy fragmenty klawiszowych pasaży bazujących na starym progresywnym rocku pokroju Emerson, Lake & Palmer, za chwilę nasze zmysły odbierają nowoczesne brzmienie, z którym kojarzyć się mogą zabiegi z obozu Porcupine Tree, zarówno z okresu płyty „Lightbulb Sun” i nowego „The Incident”. Jakby tego było mało, dochodzi również konfrontacja z jazzem i zaawansowaną elektroniką kojarzącą się z legendarną formacją Tangerine Dream, której próba stylistycznej reminiscencji urasta do rangi niezastąpionego elementu budującego i jednocześnie spajającego całość koncepcji albumu „Relusion”. 

Na oryginalność muzycznej barwy post-krautrockowej produkcji Hipgnosis składają się przede wszystkim aż trzy syntezatory, które w wielu utworach dotykają perfekcji w konstruktywnym przekazywaniu emocji i atmosfery albumu. Na próżno szukać więc solowych partii gitary, które w tak piękny sposób zdobiły na ostatniej płycie długogrającej „Sky Is The Limit” m.in. utwór Mantra – kompozycji, która zadziwiająco dobrze wskrzesiła atmosferę jazzowych produkcji Pata Metheny’ego. Obecność gitary na albumie „Relusion” jest jednak dużym „ewenementem” i paradoksalnie, ale nie odczuwa się jej nadmiernego braku, któremu sprostać próbuje niepotrzebnie, czy może… potrzebnie,  gościnnie eksponujący gitarowe „wędrówki” Marcin Kruczek (zaledwie w ostatnich dwóch utworach).  Jeżeli o zmiany chodzi, zauważalny jest również brak polskich akcentów jak było w przypadku Ummadelic na poprzednim krążku gdzie usłyszeć mogliśmy męską melodeklamację w naszym ojczystym języku. W przypadku „Relusion” jest to dzieło popełnione raczej z odrębnym zamiarem; gdzie obecność „innych” środków przekazu mogłaby załamać całą strukturę treści. Wyszło im to z pewnością na dobre…

Najnowsze wydawnictwo okraszone jest niespodziewanym jak na rock progresywny użyciem żeńskich wokali, którymi KuL barwi cały album björkowymi frazami wymyślonymi – z małymi wyjątkami – w swoim języku wokalizami (zwłaszcza Dr What). Omdlała maniera wokalna z elektronicznymi pochodnymi dźwięcznych ornamentów wzmaga schizofreniczną aurę każdego z utworów. Jak przedstawia zespół: (…) każdy utwór na płycie to opis pewnej myśli lub sytuacji, ale bez narzuconej interpretacji. (…) pozwala z dużą dowolnością interpretować przekaz, dopasować go do siebie. Zmusza do myślenia. Od dawna jestem za taką właśnie formą przekazu uczuć, tym bardziej, iż zgodnie z wizją konceptu krążka „Relusion” każdy z nas ma szansę na swobodną reinterpretację przekazu i treści. Nie ma żadnych schematów, które wytycza zespół i karze podążać „prawdziwie” obraną ścieżką. W zamian dostajemy nieograniczoność w niekończących się możliwościach krytycznej analizy. 

Konsekwentnie, formacja wypełniła miejsce liryk w książeczce „Relusion” – poniekąd nasuwającymi pewne skojarzenia oraz autosugestie – wypowiedziami znanych person świata, nie tylko metafizyki, tj. Thomasa Jeffersona, Davida Attenborougha, Arthura C. Clarke’a, Alberta Einsteina, wspomnianego Richarda Dawkinsa, a także jednego z członków zespołu – Ijona, który w dość zachowawczy sposób wtajemnicza nas w swoje życiowe aspiracje, a przy okazji ukazuje źródło takiej, a nie innej tematyki „Relusion”: (…) po to zostałem fizykiem, aby poznać prawdę o Wszechświecie. 

Całość albumu bije echem pewnego rodzaju transu. Pozornie rozciągnięte kompozycje (głównie Large Hardon Collider trwający ponad 22 minuty) dla niektórych mogą przerastać muzyczne ośrodki tolerancji, ale jak podkreślam ta „monotonia” wydaje się być od samego początku złudna. Paradoksalnie, ale właśnie w takich utworach można odnieść wrażenie, że dzieje się mnóstwo rzeczy. Przez większość czasu „Relusion” poruszamy się między psychodelicznymi odlotami lat 60., a eksperymentalnymi wojażami niemieckich elektroników lat 70. z… Kraftwerk „kooperującymi” ze wspomnianym Tangerine Dream. Album pomimo iż trwa ponad 72 minuty, po jego przesłuchaniu nie odczuwa się rutyny, bowiem każdy utwór, no może za wyjątkiem melancholijno-mistycznych instrumentalnych tematów z Large Hardon Collider oraz The Garden ze świetną archetypiczną solówką na syntezatorze i kojącymi fragmentami pianina, w pewien sposób „ulatują” do rangi duchowego doświadczenia. Wspomniane utwory najbardziej przypominają quasi-psychodeliczne dokonania, które popełnili Pink Floyd, notabene rzadko zauważalnej inspiracji Hipgnosis w innych recenzjach… Pozostałe utwory konfrontują się z masą mocniejszych, a nawet alternatywnych wstawek (Cult Of Cargo), które nie raz intensyfikowane są szybkimi zmianami tempa, a nawet zabarwieniem esencjonalności jazzowych kontrapunkcji. Hipgnosis nad wyraz umiejętnie dawkuje momenty „burzy” i wyciszenia, a każdy utwór wydaje się być naturalną kontynuacją poprzednich kompozycji. Czy trzeba coś jeszcze, aby zachęcić was do zapoznania się z tą niekonwencjonalną formacją?

„Prawdy” o Wszechświecie może dzięki najnowszemu wydawnictwu Hipgnosis nie zasięgniemy, ale zawsze możemy się do niej przybliżyć… a już na pewno uwolnić nasze umysły z utartych schematów i poczuć się w pełni wolnym… No, przynajmniej na czas trwania 72 minut kojącej zmysły, intrygującej i zmuszającej do myślenia muzyki… zmysłów.

HIPGNOSIS – RELUSION