Tym razem bez „rozmów w toku” i owijania w bawełnę. Cała redakcja postanowiła przejść do sedna sprawy i podsumować rok 2019 kilkoma reasumującymi zdaniami i listą najciekawszych wydawnictw według swego uznania. Czy są tutaj Wasze typy?
![]() |
1. EABS – Slavic Spirits |
2. Fisz Emade Tworzywo – Radar
3. Bandonegro – Hola Astor
4. Cigarettes After Sex – Cry
5. Adam Bałdych Quartet – Sacrum Profanum
6. Radare – Der Endless Dream
7. Weezdob Collective – Star Cadillac
8. Oddarang – Hypermetros
9. Mike Patton – Corpse Flower
10. Lucy In Blue – In Flight
11. Shalosh – Onwards and Upwards
To był udany rok. Czas niesamowitych niespodzianek w postaci rewolucyjnej wizji tanga w muzyce Bandonegro czy też świeżego powrotu Fisza ze swoją ekipą do lat 80. i retro. To był też rok, który utwierdził nas w przekonaniu o potędze Adama Bałdycha jako skrzypka światowej klasy, ale i wzmocnił przeświadczenie, że polski jazz ma się naprawdę dobrze. Również, a może przede wszystkim… za sprawą formacji EABS, która wypuściła na rynek album arcygenialny. Kolejny zresztą w ich dyskografii, który odbił się szerokim echem w kuluarach jazzowej bohemy. To nie może być przypadek! Cieszy mnie fakt, że właściwie nieumyślnie, ale na podium zestawiłem same polskie zespoły. Spora niespodzianka, która jak dotąd nie miała u mnie miejsca w podsumowaniach! [Konrad Beniamin Puławski]
![]() |
1. Fisz Emade Tworzywo – Radar |
2. Kat & Roman Kostrzewski – Popiór
3. Król – Nieumiarkowania
4. Daria Zawiałow – Helsinki
5. Mgła – Age of Excuse
6. Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi – Marynistyka suchego lądu
7. Transmission Zero – Transmission Zero
8. Voo Voo – Za niebawem
9. Lao Che – Live Pol’And’Rock Festival 2018
10. Blut Aus Nord – Hallucinogen
Rok 2019 w dziesięciu płytach? Dość szalony pomysł, ale wyjątkowo sprawnie mi poszło z wyborem tych albumów, znaczy przynajmniej pierwszej dziewiątki. O ile Konrad na pudle zestawił same polskie zespoły, tak u mnie one przeważają ogółem. Dobrze, że nie ograniczamy się gatunkowo, bo rozbieżność stylistyczna tych albumów kojarzyć może się z dolegliwością żołądkową albo chorą głową. Nieważne! Reasumując, Waglewscy zgarniają wszystko: synowie świetne teksty i aranże, ojciec muzyka, aranżacje, a przy singlu Się poruszam 1 noga sama tupie. Kat z Romanem kazali czekać 8 lat na nowy materiał, ale było warto, Król to strzał koncertowy, w sumie znałem dwa utwory z radia, po koncercie pokochałem muzę tego człowieka i nie ma dnia bym nie posłuchał „Nieumiarkowania”. Na szarym końcu po ciężkich bólach dotyczących wyboru postawiłem na hordę But Aus Nord, czyli francuski awangardowy black metal, którzy swoim trzynastym albumem potwierdzają, że to czołówka nowoczesnego blacku. Tyle ode mnie! [Marcin Maryniak]
![]() |
1. Leprous – Pitfalls |
2. Lion Shepherd – III
3. Mazolewski/Porter – Philosophia
4. Sâver – They Came With Sunlight
5. Rendezvous Point – Universal Chaos
6. Teramaze – We Ar Soldiers
7. Dream Theater – Distance Over Time
8. Ralph Kaminski – Młodość
9. Żurkowski – Włóczęga
10. Bastard Disco – China Shipping
Wyróżnienia: Vermona Kids – Very Sorry; Noże – Gniew; Mùlk – I; Nene Heroine – Total Panorama
Wybrać dziesięć płyt z intensywnego muzycznie roku to trudna sztuka. Moja lista była znacznie dłuższa, ale ostatecznie wyłuskałem te, do których wracałem najczęściej, a niektóre są jeszcze nawet cieplutkie. Pokusiłem się nawet na trzy wyróżnienia, bo uznałem, że są warte choć wspomnienia, skoro nie mogą wskoczyć w tę najważniejszą dziesiątkę. Nie udało mi się jeszcze nawet o co niektórych napisać, ani u siebie na LupusUnleashed, ani na Laboratorium Muzycznych Fuzji, choć nie wykluczam, że jeszcze to zrobię. Rozrzut stylistyczny z przewagą polskiego grania – jak widać także u mnie. Dużo doskonałych debiutów (i powrotów z drugimi płytami jak w przypadku Ralpha Kamińskiego czy Bastard Disco) od młodych, bardzo dobrze zapowiadających się polskich artystów tworzących głównie po polsku i bawiących się konwencjami gatunkowymi, z których spora część reprezentuje wytwórnię Fonobo, która według mnie wykonuje naprawdę świetną robotę. Pośród nich także wyjadacze, bo tak należałoby nazwać Mazolewskiego i Portera, ale ich wspólna „Philosophia” to płyta, która absolutnie zakrzywia rzeczywistość mimo, że nie odkrywa w swoim gatunku, czyli bluesie, kompletnie niczego nowego. Sporo miejsca zajmują także u mnie zagraniczni reprezentanci szeroko pojętej muzyki progresywnej – od tych mniej znanych fantastycznie rozwijających się Rendezvous Point i Teramaze przez weteranów z Dream Theater, którzy wrócili z zaskakująco dobrym, zwłaszcza po słabym „The Astonishing”, krążkiem czy post-rockowych debiutantów z norweskiego Sâver. Na piedestał wskoczyły jednak dwie inne – na drugą pozycję wskoczyła znakomita trzecia płyta rodzimego Lion Shepherd, który mógł przegrać (!) tylko z norweskim Leprous i ich najnowszym dziełem absolutnym i po prostu fenomenalnym pod względem brzmienia, konstrukcji, emocji i rozwoju, jaki ta norweska grupa poczyniła. To jeden z tych albumów do którego chce się wracać i cały czas odkrywa się w nim coś nowego. Dla mnie istna perfekcja. [lupus]
![]() |
# White Ward – Love Exchange Failure |
# Balthazar – Fever
# FKA Twigs – Magdalene
# Foals – Everything Not Saved Will Be Lost Pt. 1
# Jack Peñate – After You
# James Blake – Assume Form
# Låpsley – These Elements
# Natalia Przybysz – Jak malować ogień
# Rosie Lowe – YU
# Slipknot – We Are Not Your Kind
Wyróżnienia: Danny Jones – EP; Baroness – Gold & Grey; RY X –Unfurl; Pijn/Conjurer – Curse These Metal Hands
A ja zrobię wszystkim na złość i ustawię swoje albumy alfabetycznie, oprócz White Ward, bo jednak jakąś okładką trzeba zaświecić. Zmęczyły mnie listy i ocenianie albumów w taki sposób. Za dużo też słuchałem, by się katować wybieraniem tych najwspanialszych. Prawda jest taka, że każda z wymienionych płyt to moje dzieło roku na którymś etapie 2019 roku. Roku, który tak naprawdę mnie nie zachwycił, jak zwykle wyszło za wiele płyt i bardzo dużo z nich na wysokim poziomie, ale tylko parę naprawdę zrobiło na mnie wrażenie i możecie je zobaczyć powyżej. Jazz, elektronika, rock, metal, pop, rnb –wszystko, czego dusza zapragnie. [Dejw Zielonka]
![]() |
1. Daniel Garcia Trio – Travesuras |
2. Emile Parisien Quartet – Double Screening
3. Maciej Obara Quartet – Three Crowns
4. Uriel Herman Quartet – Face To Face
5. EABS – Slavic Spirit
6. Marius Neset & London Sinfonietta –Viaduct
7. RGG – Memento
8. Nikolov-Ivanovic Undectet feat. Magic Malic – Frame and Curiosity
9. Dewa Budjana – Mahandini
10. Laura Jurd – Stepping Back, Jumping In
Nawet najbardziej wybitny album nie jest w stanie dostarczyć tylu wrażeń co słuchanie ulubionego artysty na żywo. Aby jednak dany artysta stał się tym, którego podziwiamy najbardziej, z reguły trzeba go najpierw odkryć i dokładnie przestudiować w domowym zaciszu. Rok 2019 mógł w pełni zaspokoić zarówno poszukujących nowych dźwięków, jak i tych, którzy wolą trzymać się muzycznego mainstreamu. Liczba nowych wydawnictw z roku na rok ciągle rośnie, więc aby nie być za bardzo rozrzutnym, swoją listę oparłem niemal wyłącznie na płytach jazzowych. Największym odkryciem jest hiszpański pianista Daniel Garcia oraz międzynarodowy kolektyw Nikolov-Ivanovic Undectet z siedzibą główną w Serbii. Izraelski pianista Uriel Herman i nasz rodzimy EABS potwierdzili swoje nieprzeciętne zdolności, wydając płyty, do których regularnie będę powracał przez lata. Pozostali artyści wyróżnieni zostali za nieustanne poszukiwanie nowych dróg ekspresji. Rok 2019 obfitował w moc muzycznych impresji, co nie zmienia faktu, że ten nadchodzący 2020 może być jeszcze lepszy. [Marcin Puławski]
![]() |
# Amon Amarth – Berserker |
# Fontaines D.C. – Dogrel
# Alcest – Spiritual Instinct
# Slipknot – We Are Not Your Kind
# Baroness – Gold & Grey
# Sunn O))) – Life Metal
# Kvelertak – Bratebrann (singiel)
# Rival Sons – Feral Roots
# Ghost – Seven Inches of Satanic Panic (singiel)
# Mastodon – Stairway to Nick John (singiel)
W 2019 roku byłem totalnym ignorantem i w sumie skupiłem się tylko na cięższej muzyce, nie licząc nowych wstawek z dark ambientem od Cryo Chamber. Jeżeli chodzi o metal, bezapelacyjnie wygrał Amon Amarth z „Berserkerem” – niby znowu o młotkach Thora i młóceniu się toporami wśród latających flaków, ale zawadiackie, z death’n’rollowym drajwem i pozbawione tolkienowsko-nawiedzonej tandety, tak trzeba żyć! Poza tym świetnie się to broni na żywo. Slipknot uraczył nas płytką dojrzałą, jak na klasyków przystało, a banana na buzi dopełnili mi Sunn O))) („Life Metal”) i Baroness („Gold and Grey”). Nie zawiódł Alcest, „Protection” z nowej płyty przejechało po mnie jak walcem, i pomimo braku Erlenda cieszy nowy singiel Kvelertak – czekam na nowy album, bo może wyjść niezła petarda. Lubię też wyspiarski, „dziamiący” punk rock i w tym roku w tej kategorii zdecydowanie wygrali Fontaines D.C. Natomiast kompletną kichą jest „Fear Innoculum”, na którym Tool stał się swoją własną parodią. Zrobił się z nich zespół dla matematycznych nerdów. Po co było dmuchać balon? Do siego, zuchy i zuchenki! [Zachary Mosakowski]
![]() |
1. Elas – 9 |
2. Maria Beraldo – Cavala
3. Luciana Souza – Brazilian Duos (Remastered)
4. Natalia Przybysz – Jak malować ogień
5. Lisa Hannigan and stargaze – Live in Dublin
6. Daria Zawiałow – Helsinki
7. Kwiat Jabłoni – Niemożliwe
8. Ralph Kaminski – Młodość
9. Solange – When I Get Home
10. Robbie Williams – The Christmas Present
W pierwszej trójce cztery portugalskojęzyczne piosenkarki. Ciągnie mnie do charyzmatycznych kobiet z kręgu kultury luzofońskiej. Niemniej bliżej przyjrzę się tylko jednej z nich, a moje minirecenzje 2019 można zliczyć na palcach jednej dłoni. Najświeższym z wybranych przeze mnie wydawnictw jest „The Christmas Present” Robbiego Williamsa. Czasem życie przytłacza swoją nieprzewidywalnością i wtedy warto mieć jakąś bezpieczną bazę, która nie zaskoczy, a zadowoli nasze wygłodzone wnętrze swoją pierwszorzędną jakością. Taki właśnie jest Robbie. Głos tego dżentelmena w cylindrze pozwala doładować akumulatory, nawet gdy jesteśmy cieniami samych siebie. Jego świąteczne piosenki cechują: lekkość podania, angielska elegancja, chłopięcy czar. Do uzależnienia jeden krok, dlatego szybko chodźmy dalej. Przecież muzyka poza wyciszeniem, popycha nasz umysł do pracy. I takie są właśnie teksty Kwiatu Jabłoni z krążka „Niemożliwe”. Swojscy, ale nie przeciętni, liryczni, ale nie nudni. Delikatni, ale z pazurem, świetni w studiu, ale jak koncertują, ha! Równie lekkostrawną ucztę dla ucha prezentuje Daria Zawiałow i jej druga płyta „Helsinki”. Bezpretensjonalna. Energetyczna. Porywająca. Niezależna niczym sukulent we florarium. Wielkomiejska gwiazda w dżinsowej sukience. Bo skromność podąża za wielkością. Przedostatnią wokalistką na mojej liście jest Amerykanka Solange i jej czwarty studyjny album pt. „When I Get Home”. Jej styl jest, delikatnie rzecz ujmując, eklektyczny. Słuchając tej płyty, wreszcie zrozumiałam, co miał na myśli mój instruktor Tai Chi Chuan zalecający, aby szukać ruchu w bezruchu i bezruch w ruchu. Solange to prawie jak medytacja. Zdecydowanie polecam zapoznać się od razu z jej teledyskami, które dadzą lepszy ogląd całości. To samo tyczy się Marii Beraldo. Brazylijka po przeprowadzce z prowincji do miasta molocha, São Paolo, odważnie manifestuje swoją przynależność do środowiska LGBT. Cavala jest intymna i zarazem pełna furii jak to trafnie określił bloger z Brasil Calling. Album pokazuje potęgę kobiecości. Artystka zachwyca nieoczywistymi kompozycjami i mocnym głosem, którego wszystkie walory uwydatnia język portugalski. Poczujcie smak prawdziwej osobowości zza oceanu, a jej siła z pewnością wypełni te sfery Waszego życia, do których wkradła się pustka. Feliz Ano Novo 2020! [Agata Maja Kozłowska]