Mats Gustafsson (fot. Rita Pulavska) |
Ile swobody kompozytor zostawia wykonawcy, w jakim stopniu wykonawca jest odtwórcą myśli kompozytora, a na ile współtwórcą utworu? Z tym zagadnieniem zmierzymy się podczas różnorodnych stylistycznie koncertów – od aleatoryzmu aż po swobodną improwizację. Wejdziemy zatem w trzeci nurt – miejsce spotkania jazzu i muzyki współczesnej, które najpełniej dokona się na koncercie Actions przygotowanym wspólnie z Matsem Gustafssonem i jego Fire! Orchestra. To widowisko opisuje specjalnie dla Sacrum Profanum Tomasz Gregorczyk, redaktor magazynu Glissando.
Przez lata premierowe wykonanie Actions na festiwalu w Donaueschingen w 1971 roku było dla miłośników muzyki improwizowanej wydarzeniem legendarnym. Płytowe wydanie nagrania z koncertu było w Polsce praktycznie niedostępne, bardziej więc niż sama muzyka znane były historie i anegdoty z tego koncertu. A to Krzysztof Penderecki – mający poprowadzić w swoim utworze śmietankę europejskiego free (z Peterem Brötzmannem, Tomaszem Stańką i Albertem Mangelsdorffem na czele) – miał kupić sobie specjalnie na tę okazję dżinsowy strój, aby nie odstawać wyglądem od kolorowej orkiestry. A to jazzmani – nie ćwiczący się przecież w umiejętności biegłego czytania partytur – nie potrafili w pełni zrealizować zamysłu autora kompozycji i te braki wypełniali wyobraźnią, po prostu improwizując.
Nie najlepiej trafił Penderecki ze swoim dyrygenckim debiutem – barwna drużyna freejazzowych oryginałów miała z pewnością wiele zalet w zakresie wykonywania współczesnych kompozycji awangardowych, ale umiłowanie ścisłej dyscypliny do nich nie należało. Szczególne upodobanie do sabotowania wysiłków twórcy, aby utrzymać utwór w ryzach przejawiał – do czego się zresztą z nieukrywaną dumą po latach przyznawał – holenderski perkusista Han Bennink. W krótkich partiach solowych udawał, że nie widzi dyrygenckich wskazówek Pendereckiego, uznając swoją wolność improwizatora za ważniejszą od prawa autora do zachowania integralności dzieła.
Ale niezależnie od dywersji Benninka i innych drobnych problemów wykonawczych było Actions wydarzeniem istotnym artystycznie. Pokazywało, jak bliska awangarda jazzowa może być awangardzie akademickiej, zwłaszcza w zakresie używania technik rozszerzonych, szczególnie na instrumentach perkusyjnych i dętych (wyraźnie dominujących w końcu w składzie orkiestry). Złote to zresztą były czasy, kiedy grupa najciekawszych ówcześnie freejazzowych muzyków mogła spotkać się z wybitnym – już wtedy przecież – awangardowym kompozytorem. Legendy Actions nie zmienia fakt, że po eksperymencie z improwizacją Penderecki uznał, że nie jest to odpowiednia dla niego metoda twórcza i już więcej do niej nie wrócił – jednorazowość wydarzenia nadawała mu jeszcze większą rangę.
Trudno powiedzieć, która orkiestra ma bardziej wywrotowy potencjał – tamta, z przesiąkniętymi duchem lat 60. ekscentrykami, czy współczesna, Fire! Orchestra Matsa Gustafssona, która na Sacrum Profanum wykona swoją wersję Actions oraz partytury graficzne Bogusława Schaeffera (który skądinąd rozumiał jazzmanów znacznie lepiej – vide jego współpraca z wibrafonistą Jerzym Milianem). Historia poczynań Gustafssona z nasyconymi zapisami sugeruje, że interpretacji literalnej raczej nie należy się spodziewać. Właściwie to pewnym można być tylko jednego – że muzycy Fire! Pendereckiego się nie przestraszą.
ACTIONS / WLNŚĆ / NPDLGŁŚĆ, 11.09.2018r., Muzeum Inżynierii Miejskiej źródło – materiały prasowe
.