Haken – Vector

★★★★★★★✭☆☆

1. Clear 2. The Good Doctor 3. Puzzle Box 4. Veil 5. Neil By Mouth 6. Host 7. A Cell Divides

Skład: Ross Jennings  wokal; Richard Henshall  gitary; Charlie Griffiths – gitary; Diego Tejeida  instrumenty klawiszowe; Conner Green  giatara basowa; Raymond Hearne  perkusja

Wydanie: 26 października 2018  Inside Out Music

Panowie z Haken chyba są kosmitami, bo wysoko postawioną poprzeczkę albumem „The Mountain” postawili jeszcze wyżej płytą „Affinity” sprzed dwóch lat, a teraz ponownie ją przesuwają wyżej swoim najnowszym piątym pełnometrażowym studyjnym wydawnictwem, serwując tym razem wędrówkę psychologiczną, której towarzyszą największe tuzy tej dziedziny nauki – Freud, Jung, Milgram, Pawłow oraz Rorschach. Ten ostatni zresztą wita nas już na okładce płyty jedną ze swoich planszy ze słynnego testu projekcyjnego. Zaczynamy od niespełna dwuminutowego instrumentalnego intra zatytułowanego Clear witającego elektroniką rodem z „Wojny Światów”, a następnie przechodzącego w klawiszowe pasaże mogące przywodzić na myśl barokowy klawesyn, te zaś przechodzą w filmowy fragment płynnie przechodzący do świetnego The Good Doctor. Prawie czterominutowy kawałek zarówno tempem, jak i swoją formułą kompozycyjną z jednej strony kontynuuje stylistykę poprzedniego albumu (perkusyjne przejście inspirowane latami 80.), a z drugiej stawia bardziej na ciężar blisko pod względem inspiracji Periphery, Sikth czy twórczości Devina Townsenda, co zresztą sami muzycy podkreślają w wielu wypowiedziach odnośnie płyty. Do tego dochodzi zaskakująco nośny, przebojowy charakter numeru, którego radiowość fantastycznie zostaje przełamana kolejnymi eksperymentami muzyków, takimi jak dodanie jazzowego mostka w postaci solówki trąbki, na której zagrał zaproszony na album Miguel Gorodi. Równie interesujący jest Puzzle Box, wokół którego panowie przeprowadzili także  eksperyment na fanach – przez tydzień słuchacze Haken z całego świata mieli za zadanie odgadnąć gdzie znajdują się udostępniane fragmenty muzyki. Znacznie bardziej pokręcony, fantastycznie łączący zadziorne szybkie momenty z lekkimi zwolnieniami i charakterystycznymi Hakenowi zagrywkami zbliżającymi ten utwór nieznacznie do albumu „The Mountain”, a nawet do dwóch pierwszych płyt.

Jednym z najlepszych fragmentów płyty jest jednakże prawie trzynastominutowy Veil. Z początku stara się zmylić spokojnym klawiszowym wejściem i wokalizą Jenningsa, przełamanym rozpędzoną perkusją i mocnym riffem gitarowym, kontrowanym elektroniką oraz zwolnieniami przywodzącymi na myśl twórczość Chrisa Cornella (szczególnie jego bondowski You Know My Name). Dialogi klawiszy i gitar brzmią masywnie i ciężko, a żonglerka kolejnymi rozbudowaniami może zawstydzić nawet muzyków Dream Theater, do których panowie z Haken zdają się znów nieznacznie nawiązywać, ale robiąc to z ogromnym polotem i pomysłowością w przełamywaniu i zagęszczaniu rytmiki utworu, zwalniając do Pink Floydowych odbić przy końcówce numeru, a następnie znów przyspieszając w bombastycznym, niemal operowym finale ze świetnymi gitarowymi solówkami i mocnym drapieżnym zakończeniem. Następujący po nim Nil By Mouth to kolejny mocny punkt płyty, a przy tym druga kompozycja instrumentalna serwująca kapitalną grę nisko strojonych gitar, matematyczną precyzję i złożoną rytmikę mogącą się kojarzyć zarówno z Periphery, jak i najlepszymi popisami Dream Theater (ze starszych wymieniając Dance of Eternity, dla którego stanowi niemal brata bliźniaka czy z nowszych Enigma Machine). Do tego wszystkiego panowie zaś dorzucili garść cyrkowych przetworzeń elementów z dwóch pierwszych swoich płyt. Po tej jeździe bez trzymanki zaskakująco, i raz jeszcze ocierając się o geniusz, zwalniamy w Host zahaczającym ponownie o jazz, a wszystko za sprawą Gorodiego, który i tu dorzucił swoje dźwięki, tym razem wygrywane na tak zwanej skrzydłówce (rodzaj dętego instrumentu muzycznego z grupy aerofonów ustnikowych). Balladowy, lekki, trochę senny charakter kompozycji mógłby ją przecudnie kończyć, jednakże Haken ma jeszcze jednego asa w rękawie pod postacią dusznego A Cell Divides, w którym sięgają po kolejne matematyczne połamańce pełne precyzyjnych zwolnień, rytmicznych załamań, ekspresji i melodyjności łączonej z technicznym zacięciem, jakiego nie powstydziłoby się nawet Leprous. A jak jeszcze mało łakoci, to w wersji rozszerzonej można jeszcze posłuchać wszystkich (poza występującymi na regularnym krążku) numerów w wersjach instrumentalnych. Najnowszy album Haken z całą pewnością potwierdza ich wysoką pozycję i ją umacnia, aczkolwiek trochę rozczarowuje. Przede wszystkim swoją długością, bo znalazło się na nim zaledwie czterdzieści sześć minut muzyki. Brakuje na nim choćby jeszcze jednego numeru, który by całość dopełnił i jeszcze mocniej uwypuklił, choć wcale nie można odmówić zawartemu na wydawnictwie materiałowi zarówno intensywności, jak i wielu znakomitych momentów. Na albumie błyszczy wszakże Jennings, bryluje na klawiszach Tejeida, a swoim basem Green wręcz hipnotyzuje. Haken w roli psychologów postawili przede wszystkim na ciężar i masywne brzmienie, nie rezygnując z wyróżniających ich od zawsze elementów eksperymentowania czy solidnej konstrukcji poszczególnych kompozycji. Nie mogę jednak powiedzieć, żebym był tym albumem szczególnie zachwycony, bo choć dzieje się w nim naprawdę sporo i każdy odsłuch sprawia wiele frajdy, zachwycając rozmachem i biegłością muzyków  to jednak zabrakło w nim zapadających w pamięć melodii, oddechu i większej nośności, która charakteryzowała choćby dwa ostatnie albumy, a mimo to jest to album pokazujący klasę i ogromne możliwości Brytyjczyków, którzy już na stałe wpisali się panteon progresywnego grania.