HellHaven – Anywhere out of the World

★★★★★★★★★☆

1. Anywhere out of the World 2. Ever Dream this Man? 3. First Step is the Hardest 4. 21 Grams 5. Res Sacra Miser 6. They Rule the World 7. Overview Effect 8. On Earth as it is in Heaven 9. The Dawn & Possibility of an Island

SKŁAD: Sebastian Najder – wokal, ukulele; Jakub Węgrzyn – gitara, wokal; Hubert Kalinowski – gitara; Marcin Jaśkowiec – gitara basowa; Paweł Czartoryski – perkusja, bity, perkusja midi; Gościnnie: Erwin Żebro – trąbka; Edyta Szkołut – wokal

PRODUKCJA: Paweł Kluczewski i HellHaven

WYDANIE: 4 marca 2017 – Pronet Music

www.hellhaven.pl

Angażując się w pisanie dla prężnie rozwijającej się strony muzycznej, wiedziałem że nierzadko będę musiał pisać o muzyce, która niekoniecznie mnie pasjonuje, a nawet czasem wręcz odstręcza. Każdy pasjonat muzyki jest w stanie zrozumieć niechęć płynącą ze słuchanie czegoś, co niespecjalnie do nas przemawia, zwłaszcza, kiedy w około jest tyle wspaniałej muzyki czekającej na naszą uwagę. Wystarczy jednak jedno niespodziewane odkrycie, płyta w skrzynce pocztowej, która nie wzbudza wielkich nadziei, a okazuje się czymś wyjątkowym, aby zapomnieć o tych niezbyt przyjemnych momentach. Rola recenzenta jest bliska tej nawigatora, który próbuje naprowadzić was do najciekawszych rejonów oceanu zamieszkałych przez same wyjątkowe okazy ryb i pomaga wam uniknąć tych, które nie zasługują na waszą uwagę. Tym razem dobry wiatr nakierował mnie na HellHaven i pragnę ogłosić wszem i wobec, że jest to jedna z najgorętszych lokacji tego sezonu. Najlepsze jest to, że każda muzyka ma swój własny pierwiastek piękna świadczący o jej wyjątkowości. Boli mnie, że coraz rzadziej jest to dostrzegane na rzecz prostactwa, którym karmią nas dzisiejsze media. Nazywane jest to muzyką, ale dla mnie niewiele ma z nią wspólnego. Czym jest dla mnie muzyka? Najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała – w pełni podpisuje się pod tymi słowami wokalisty grupy Sebastiana Najdera. Słowa szczere i w pełni potwierdzone przez muzykę, jaką tworzy kwintet. Muzykę odważną i otwartą na wpływy różnych kultur i innych gatunków. HellHaven tworzy ciekawy amalgamat progresywnego metalu, art rocka, a nawet heavy metalu, wzbogacony o wpływy kultur Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Wspaniale, że w kraju takim jak Polska może się zrodzić coś takiego, coś, co wymyka się klasyfikacji i położeniu na mapie.

Kiedy spojrzałem na okładkę, w myślach już słyszałem art rockową muzykę bliską dokonaniom Peter Pan, Loonypark, może Satellite. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Anywhere out of the World przywitał mnie etnicznymi wokalizami przywodzącymi na myśl nieodżałowane Rootwater, a potem popędził w rejony heavy metalu za sprawą gitarowych galopad i rewelacyjnej solówki. Niezłym zaskoczeniem była też punkowa partia basu i kolejna, tym razem art rockowa solówka. Tak jest! Ten zespół nie przebiera w solówkach i dzieje się na tej płycie naprawdę sporo. Mój mózg zwyczajnie czasem nie nadąża za pomysłami tych muzyków. A jednak wszystko trzyma się w ryzach i nie widać pękających szwów. Ośmiominutowy Ever Dream this Man? to absolutne arcydzieło. Nie ma kiedy się znudzić, nie ma kiedy odetchnąć. Dla kontekstu muszę od razu przejść do chwalenia głosu Najdera, który zdaje się nie mieć żadnych ograniczeń. Chłop wymiata lirycznie, miażdży krzycząc, schodzi w niskie rejestry, żeby po chwili wskoczyć znowu na wysokie, a do tego okazjonalnie growluje, a mi już brak słów, by opisać jego talent. Czasem jego barwa przypomina mi Jerzego Antczaka z Georgius, którzy wydali w zeszłym roku przepiękny album. Ale to tylko jedna z jego twarzy. Na wokalu wspomaga go Jakub Węgrzyn, ale niestety nie jestem w stanie stwierdzić, które partie należą do niego, ale wszystko, co tutaj słyszę jest wyśmienite, więc brawa również dla niego. Wracając do Ever Dream this Man?… HellHaven w tym utworze podejmuje genialną decyzję i angażuje trąbkę. Świetnie wypada też współpraca gitary i elektronicznie brzmiących bitów. Wspomniane wcześniej Rootwater wraca na chwilę w utworze Res Sacra Miser, kiedy Sebastian śpiewa niezwykle głębokim głosem niczym Maciej Taff. Słyszymy tutaj też dużo wpływów wschodnich, zarówno w wokalach Sebastiana i Edyty Szkołut, jak i w partiach gitary. Z drugiej strony mamy death metalowy cieżar i growle oraz histeryczne krzyki, które byłyby mile widziane na niejednej płycie black metalowej. Chyba najbardziej zapatrzonym w kulturę wschodu utworem jest jednak They Rule the World, w którym usłyszymy wiele charakterystycznych dla tego rejonu wokaliz i melodii, no i po raz kolejny pojawia się trąbka. Overview Effect skręca trochę bardziej w rejony tradycyjnego progresywnego metalu, a jego wybitnie przebojowy refren przypomina mi najlepsze dokonania Dream Theater. Jeśli wciąż wam mało różnorodności i niespodziewanych dźwięków, to prezentuję wam utwór nr 8, w którym usłyszycie skrecze i rozwiązania, które mogą kojarzyć się ze Sweet Noise, który to swoją drogą też należał do zespołów eklektycznych. Znacznie tradycyjniejsze podejście prezentuje ostatni na płycie, dziewięciominutowy The Dawn & Possibility of an Island. Nie oznacza to jednak, że nie jest on równie ciekawy jak reszta zestawu. Po prostu więcej w nim przestrzeni, płynie wolniej i daje słuchaczowi chwilę na refleksję. Jest on też znacznie bardziej skupiony na klawiszach. Jego podniosły ton i wykorzystanie najmocniejszych aspektów poprzednich utworów, sprawiają, że jest on adekwatnym podsumowaniem albumu i w pewnym stopniu wizytówką zespołu. „Anywhere Out of the World” ani przez sekundę nie nudzi, wręcz przeciwnie, cały czas swojego trwania stawia słuchaczowi wyzwania, pobudza jego ciekawość i pasjonuje. Jest to dzieło, które jasnym światłem zaznacza swoją obecność na horyzoncie i przyciąga do siebie niczego nieświadomych muzycznych podróżników. Bardzo chwaliłem wokale, bo to najbardziej wysunięty na front element muzyki HellHaven, aczkolwiek nie mogę zapomnieć o reszcie muzyków, którzy po prostu wymiatają. Taki talent nie zdarza się często. Trzeba zaznaczyć, że to dopiero druga płyta ekipy z Myślenic i dzieli ją od debiutu aż 5 lat. Sporo czasu, ale warto było czekać, skoro szykowali taką ucztę. Dla mnie jest to najlepszy krążek, jaki ukazał się w tym roku, a muszę przyznać, że styczeń i luty obfitowały w naprawdę mocne pozycje. Pokazałem wam kierunek, reszta zależy od was.