★★★★★★★☆☆☆ |
1. Entrance 2.Fly, Fly 3. Children’s Song 4. You Stood There In Silence, Having No Words 5. C & R 6. From Someone Else’s Point Of View 7. Time/Breath 8. Leaving Home 9. Three Last Words
SKŁAD: Kjetil André Mulelid – fortepian; Bjørn Marius Hegge – kontrabas; Andreas Skår Winther – perkusja;
PRODUKCJA: Kjetil Mulelid Trio & Karl Klaseie
WYDANIE: 27 października 2017 – Rune Grammofon
Debiutancki album tego trio na długo zagościł w moich głośnikach. Tak, jak sugerowałaby nazwa samego albumu, tak i ja wziąłem kredyt na czas i oswojenie z jego treścią. Treść, której koncept nie przychodził łatwo ze względu na rozbisurmanione inspiracje sięgające od pięknych porywających melodii przez free jazz a skończywszy na sonorystyczno-ambientowych odcieniach aranżacji.
Przyznam szczerze, że chwile ulotne tu są… jak motyle, dlatego album wymaga niebywałej koncetracji, ale nie ze względu na gęstość struktur, ale ich szybko przemijający charakter. W wielu momentach słuchacz wylać może łzy, że kompozycje tak szybko się kończą. Weźmy na to fantastyczne „intro” Entrance, którego wyśmienicie rozklejająca melodia cichnie tak szybko jak się zaczęła. Przykro trochę, że potencjał naprawdę wybitnie świdrującego motywu zostaje odsunięty na bok, zwłaszcza że na płycie miejsca nie brakowało. Z drugiej strony dostajemy bowiem You There in Silence, Having No Words, które wprawdzie z równie wysublimowanym motywem zostaje rozciągnięte do granic wytrzymałości, z czasem sprawiając wrażenie, że nieco nadwyrężając dynamikę kompozycji. Ta jednak jest z natury rozparcelowana na płycie niezwykle bogato, od buńczucznie zaaranżowanych fragmentów (Leaving Home, Fly, Fly), przez klasyczne stymulowanie (Children’s Song), aż po bardzo alternatywne współczesne wibracje (From Someone Else’s Point of View). Trio ukazuje prawdziwy kunszt brzmieniowej elastyczności, wymieniając łatwo zapamiętywalne melodie z futurystycznym minimalizmem aleatoryczności (Time/Breath). Utwory są przy tym niezwykle intymne, częstokroć zamykające swoją przestrzeń wzruszającym oniryzmem (Three Last Words).
Kolektywna woń improwizacji widocznie stawiana jest w tym projekcie jako priorytet. Ta ciężko wyłamuje też z kompozycji wyjątkowe kulminacje brzmienia, krystalizujące koncepcję tegoż projektu będącego tworem „chwilowej inspiracji” i pójścia za jej ciosem, bez zbędnych kalkulacji. Bogactwo harmonii oraz energii sprawia, że młodzieńcza ciekawość dwoi się i troi by zaprezentować jako produkcję dojrzałą. I taką też dostajemy. Być może nieco mocno rozproszoną, ale za to niezwykle intrygującą.
Wydawnictwo to pozbawione jest kompleksów, aczkolwiek spontaniczny wymiar nieraz tłamsi nieco porządek samej treści i struktury. Mimo pozornie chwiejnej struktury wielu utworów, żadna z kompozycji nie pozbawiona jest jednak chwytliwości i wyrafinowania. Ten solidny fundament muzycznej dekonstrukcji za każdym przesłuchaniem tworzy niemalże nową „historię”, trochę jak eksperymentalna powieść Julio Cortázara „Gra w klasy”, gdzie każdy rozdział, nawet w momencie zmiany kolejności ich czytania tworzy razem płynną całość. Jeśli to nie zasługuje na uwagę to nie wiem, co jeszcze może Was do tego przekonać.