Debiuty zawsze są ekscytujące. Ten dotarł do nas prosto z Norwegii w postaci jazzowego sekstetu formacji Molecules we współpracy z pianistą Erlandem Skomsvollem (Come Shine, Trondheim Jazz Orchestra). Pewien trzylatek ponoć opisał tę muzykę słowami „frozen-song and a kangaroo”. Cóż, ta dziecięca niewinność rzeczywiście w pewnym stopniu jest równa formie i konwencji tej grupy. Muzyka oparta jest bowiem na silnej melodyce zatopionej w swobodnej konstrukcji „przypadkowości”. Ten „dziecięcy” bałagan doskonale uzupełnia świetne jazzowe frazowanie. Muzyka jest przy tym mocno zaskakująca; wypełniona strukturalnym ryzykiem i prześmiewczą zabawą kontrastów. Nie wszystkie są logiczne, ale w tej brawurze brzmieniowego wyrazu awangardy są równie absorbujące. Każdemu z utworów przewodzi konkretny fragment skupiony na jednym instrumencie. Dostajemy wyraźnie wykończone solówki w Her Hair, wulkaniczną sekcję instrumentów blaszanych w Tip Toe, efektywny fortepian w Skomsvoll czy też mocno zaangażowane wokalizy, często uwydatniające strukturę pięknym unisonem w Politics. Ta dźwiękowa kalibracja nie zawsze jest więc zachowana w konkretnej treści. Tendencję tej muzyki niesie raczej emocjonalny rozstrzał stylistyk rozłożonej na wielowarstwowym akompaniamencie. Dostajemy niezwykle bogate aranżacje tworzące niemalże big-bandową scenę, ale i takie, które rozbudowanej partytury nie potrzebują. Album opracowany na intelektualnym wysiłku, mimo że ostateczny wyraz melodyczny sprawia wrażenie materiałowej lekkości. Nietypowość oraz indywidualność podejścia usatysfakcjonuje zarówno fanów jazzu śpiewanego, jak i tej bardziej przystępnej formy awangardy.