Nate Wooley to amerykański trębacz i kompozytor, który jest jedną z najważniejszych postaci na nowojorskiej scenie awangardowej. O jego statusie świadczy chociażby regularna współpraca z takimi artystami jak m.in.: John Zorn, Anthony Braxton, Ken Vandermark czy Wadada Leo Smith. Jego najnowsze wydawnictwo „Seven Storey Mountain VI” to szósta część monumentalnego cyklu pieśni mającego swój początek w 2007 roku.
Premiera „Seven Storey Mountain VI” miała miejsce w listopadzie 2019 roku w Kościele Świętego Piotra na Manhattanie. Na płycie dzieło to zarejestrowane zostało jako jedna, 45-minutowa kompozycja przepełniona erudycją i spirytualizmem, łącząca w sobie zarówno pierwiastki sacrum, jak i profanum. Nagrania dokonano pod okiem słynnego producenta muyzcznego Rona Sainta Germaina (Bad Brains, Sonic Youth, Ornette Coleman). Uczestniczą w nim artyści identyfikujący się z różnorodnymi stylistykami i tym samym odmienną emocjonalnością. Utwór otwiera i kończy 21-osobowy chór żeński, stanowiąc tym samym jego ramy. Jest to jednocześnie jego najjaśniejsza odsłona stanowiąca balans dla ascetyzmu części instrumentalnej.
Nate Wooley stawia na surowe barwy instrumentalne i lakoniczną pracę motywiczną. Narracja jest nieśpieszna i poprzez swą zwięzłość i lapidarność przepełniająca trwogą. Wooley za pomocą tego niezwykłego zespołu realizuje porywającą wizję filozofii dźwięku, którą określa jako „mutual aid music”. Wizja ta jest na tyle sugestywna, że użycie takiego właśnie instrumentarium wydaje się rzeczą oczywistą. Dominują surowe współbrzmienia, gdzie akordy minorowe sąsiadują z trącymi się o siebie dysonansami. Wizja Wooleya oddana jest za pomocą ogromnej wyobraźni dźwiękowej i niebywałej intuicji. Lecz zarówno wyobraźnia i intuicja nie wystarczyłaby, gdyby nie były poparte historyczną i techniczną wiedzą.
Wsłuchując się w płytę, czujemy respekt dla kompozytorskiego kunsztu autora. Łatwo odnieść wrażenie, że obcujemy z czymś, co wykracza poza tradycyjną percepcję muzyki i przenosi nas w sferę gdzie swoje źródło ma nie tylko sama muzyka, ale i każda ze sztuk pięknych. Czy założenia filozofii dźwięku Nate’a Wooleya mają szanse znaleźć zrozumienie u współczesnego odbiorcy egzystującego w chaosie i zamęcie współczesności? Aby się o tym przekonać, wystarczy 45 minut. Emocji na pewno nie zabraknie.