Styl ten wymaga od grającego nienagannej płynności technicznej co Casinò Babis opanowali po mistrzowsku. Znacznie trudniejsze i ważniejsze jest jednak to, aby nie zapomnieć o przesłaniu i specyficznej melancholii, która towarzyszy muzyce romskiej. Jest to zadanie o tyle niełatwe, że muzyka na płycie jest bez słów. Jak poradzili sobie z tym problemem artyści? Na to pytanie odpowiada sam lider: Poprzez melodie na niniejszej płycie, mój zespół i ja chcieliśmy przekazać tą blaknącą spontaniczność i prostotę muzyki, która dzisiaj już prawie nie istnieje, a która może zabrać słuchaczy w niezapomnianą muzyczną podróż.
Na „C’est La Vie!” znajdziemy dziewięć kompozycji oddających ducha czasów minionych, ale jednocześnie brzmiących wyjątkowo świeżo i atrakcyjnie. Kwartet złożony z dwóch gitar, klarnetu i kontrabasu stanowi monolit, z którego rozpraszają się starannie skrojone frazy. Mimo stylowej spójności płyta nie nuży co niestety często zdarza się w tego rodzaju produkcjach. Zespół broni się melodyczną wyobraźnią oraz urozmaiconym podejściem do warstwy dynamicznej i rytmicznej. Walczyki Valzerino i Poussette en Paris pobudzają nasze zmysły estetyczne inaczej niż balladowy Woods, czy też optymistyczny w swoim wydźwięku Black Out. Konigsee Bolero mógłby doskonale sprawdzić się jako muzyczny podkład do kolejnego filmu Woody’ego Allena, podobnie jak Cinco de la Manhana podczas latynoskiego karnawału.
Nunzio Ferro prezentuje muzykę bezpretensjonalną, beztroską i bezpośrednio oddziałującą na nasze emocje. Tu nie trzeba wielu przemyśleń, aby płyta trafiła na naszą playlistę. Któżby nie chciałby posłuchać czegoś co rozjaśniłoby jakże często przytłaczający medialny przekaz radia i telewizji. Podarujmy sobie odrobinę pozytywnych wibracji. To jest życie!