Pianista jest niewątpliwie obdarzony umiejętnością kreowania chwytliwych motywów, które potrafi rozwinąć nawet do postaci trzyczęściowej suity (Triptique). Zastosowanie dźwięków syntetycznych w towarzystwie dziecięcego chóru i wybitnie dobrze zgranej sekcji rytmicznej sprawia, że muzykę z „Pocket Rhapsody II” wchłaniamy całym ciałem. Możemy do niej tańczyć jak i zadumać się nad efemerycznością fenderowskich partii solowych czy melancholijnym wydźwiękiem otwierającego płytę utworu Clara.
Trudno jest szukać we współczesności muzyki czystej, stylowo nieskazitelnej. Frank Woeste stawia na gatunkowy mariaż w oparciu o swoje doświadczenia i emocje. Starannie opracowane tematy i ich wszelkie przetworzenia oraz jakże atrakcyjna rytmiczna pulsacja trafiają w samo sedno. Otrzymujemy muzykę – jak by nie było – rozrywkową, ale z piorunującym efektem wrażeniowym i nie pozbawioną gatunkowego ciężaru. Jazzowa improwizacja przemycona jest tu nawet w rejony szeroko pojętej muzyki klubowej. „Pocket Rhapsody II” to powiew świeżości, który w obecnych czasach chwytamy bez cienia przekory.