Royal Thunder – Crooked Doors

★★★★★★★★

1. Time Machine 2. Forget You 3. Wake Up 4. Floor 5. The Line 6. Forgive Me, Karma 7. Glow 8. Ear On The Fool 9. One Day 10. The Bear I 11. The Bear II

SKŁAD: Mlny Parsonz – wokal, gitara basowa; Josh Weaver – gitara; Evan Diprima – perkusja; Will Fiore – gitara

PRODUKCJA: Joey Jones

WYDANIE: 8 kwietnia 2015 – Relapse Records

Swoim debiutanckim krążkiem „CVI” Royal Thunder zrobili spore zamieszanie na scenie rockowej i słusznie, bo gdy większość zespołów zafascynowana retro bezmyślnie kopiowała swoich idoli, oni postanowili nieco zamieszać i do swojego klasycznego rocka dodali brud grunge’u i posępność doom metalu. Mieszanka wyszła z tego niesamowita, napędzana dodatkowo potężnym głosem Mlny Parsonz, która rośnie do miana jednej z moich ulubionych wokalistek. Od czasu debiutu minęło jednak trochę czasu i nastąpiło parę roszad w składzie, które zmieniły nieco brzmienie zespołu. Pytanie brzmi: czy na lepsze?

Pierwsze odpalenie płyty wprowadziło mnie zarówno w euforię, jak i niepokój. Słuchając Time Machine, obawiałem się, że na „Crooked Doors” nie usłyszę już równie dobrego utworu. Znakomite gitary i wybitny popis wokalny Mlny łączą się tu w tak niesamowity sposób. Jest to jeden z tych natchnionych rockerów, których refren sprawi, że zaczniecie skakać, nieważne gdzie jesteście. Zaczyna się spokojnie, niczym rockowa ballada, gdzieś pobrzmiewa klimat Guano Apes, zwłaszcza przez wokal, z tym jednak wyjątkiem, że Niemcy nigdy nie nagrali tak znakomitego utworu. Szybko jednak kompozycja wybucha bogactwem ekspresji i już do końca nie spuszcza z tonu. Po takim utworze ciężko jest zaskoczyć słuchacza w dalszej części albumu i muszę przyznać, że przy pierwszym odsłuchaniu moja euforia wahała się już do końca. Nigdy jednak nie dotarła tak wysoko. Musiałem posłuchać albumu znacznie więcej i nabrać perspektywy. Nie wiem, czy Royal Thunder zdawali sobie sprawę, jaką perłę dali na start, jeśli tak, to odważnie zaryzykowali.

Przy kolejnych odsłuchach skupiłem się szczególnie na tych pozostałych kompozycjach i nasycałem się ich pięknem, które było trudniejsze do uchwycenia, przez co bardziej satysfakcjonujące. Wspomniałem na początku o pewnych zmianach w składzie, co moim zdaniem w niewielkim stopniu słychać. Ogólny charakter zespołu pozostał, i świetnie, bo teraz wiemy na pewno, że Royal Thunder posiada własną tożsamość i niedługo to nimi będą inspirować się młode grupy. Wydaje mi się, że dynamika gitar nabrała nowego wymiaru, przez co kompozycje stały się jeszcze bardziej przebojowe. Mlny nie mogła sobie zażyczyć lepszego podkładu pod swoje wokalne popisy. Nigdy nie przestanę tego powtarzać, Parsonz lśni na tym krążku. Podobno straciła na jakiś czas głos w trakcie nagrywania albumu, co jeszcze bardziej mnie zadziwia, bo zdaje się, że odkryła w sobie dzięki temu nowe wyżyny.

Całkiem sporo na „Crooked Doors” hard rocka w średnim tempie. Wystarczy wspomnieć Glow z kolejnym świetnym refrenem. Pulsująca sekcja rytmiczna nadaje utworowi ujmujących wibracji, a finałowe wariacje gitarowe z zawodzącą, melodyjną solówką stanowią idealne ukoronowanie tego utworu. Zespół nie pominął też lżejszej strony rocka, najlepszym przykładem są dwie części The Bear, w których zespół dotyka swojej najdelikatniejszej strony i balladowy One Day. Ten drugi ma niezwykle emocjonujące zakończenie, ale nie potrzebuje do tego ostrzejszych gitar. Wszystko spoczywa na wokalu. Klawiszowe piękno The Bear II to niespodziewane, lecz kojące zwieńczenie tej emocjonującej płyty. Są też utwory bardziej dynamiczne, jak choćby The Line i Wake Up, które emanują zaraźliwą energią. Śladowe elementy doom z poprzedniego albumu praktycznie całkowicie zniknęły. Niewielki pierwiastek posępności można jeszcze odnaleźć w Forgive Me, Karma, któremu najbliżej do fali occult rocka.

Wiele barw i wiele różnych środków wyrazu, a do tego ogromny talent do porywających melodii. Royal Thunder udanie łączy nostalgię z progresywnością, unikając brzmienia jak kolejny zespół opierający swoje kompozycje o zakurzone dzieła innych artystów. Mlny Parsonz ma przed sobą wielkie rzeczy z wokalem zdolnym koić i rozjuszać. Ja zapisuję „Crooked Doors” na liście pretendentów do miana albumu roku, a kompozycję Time Machine jako absolutny faworyt wśród utworów. Nie przegapcie!