Przemysław Rudź – Let Them Float

Tak na dobrą sprawę jeszcze głośniki nie przestały drgać od ostatniej płyty Przemka, a do kieszeni odtwarzacza, dzięki wydawcy Generator.pl, wędruje kolejne jego dzieło. Nawet nie mam pojęcia, jak on to robi, ale robi to doskonale… za każdym razem. Pisząc o poprzednim albumie „Music For Stargazing” używałem słów jak: dojrzały, wypieszczony, melodyjny z solidną porcją elektronicznych dźwięków. Tak właściwie mógłbym te określenia z pełnią odpowiedzialności powtórzyć, gdyby autor był kopią samego siebie. Nowa płyta przynosi jednak nowe muzyczne doznania. Jest to krążek zdecydowanie spokojniejszy i stonowany. Dźwięki serwowane przez Rudzia są delikatne, a wręcz leniwe i wyciszające, co idealnie odzwierciedla krótka forma Midnight At The Lake. W klimat owej opieszałości wprowadza nas również na dzień dobry Follow The Ancestors’ Path. Stonowane tempo perkusji z każdą minutą ogarnia ciało słuchacza, który wycisza się, zapomina o całym otaczającym go świecie. Właściwie to najlepiej, gdyby w ciągu tych 17. minut każdy słuchający zaparzył kawy albo herbaty, położył się wygodnie na łóżku i rozpoczął podróż poprzez niewykorzystywaną dotąd, ambientową paletę dźwięków, która dzięki odpowiednim akustycznym efektom przeszywa ciało od stóp do głów. Po tym lekkim wstępie otrzymujemy kosmiczne, pełne syntezatorowej mowy nagranie Don’t Trust The Sirens, które mimo zmiany barw dźwięku zachowane zostało w spokojnym i stonowanym klimacie. Druga suita tego krążka to przede wszystkim kolejne dokładane partie solowe syntezatorów. Dużo tu niepewności i strachu zapewne odczuwane poprzez tonację molową. Rudź wciąż konsekwentnie bez pośpiechu… Pozwala słuchaczowi delektować się swobodnie „oszczędnymi” dźwiękami płyty. Dzięki swojej muzyce daje nam szansę pomyśleć o sobie i o tym co dzieje się  życiu z pewnego dystansu; stanąć obok tego wszystkiego z boku. Na zakończenie zaś tytułowe Let Them Float z gościnnym udziałem Rafała Szydłowskiego. Brzmią tutaj momentami jak Floydzi a muzyka duetu, po raz kolejny powoduje u mnie mimowolne kiwanie głową i potwierdzanie „są świetni w tym, są po prostu świetni”. Przeplatane partie Rafała na skrzypcach i gitarze oraz Przemysława są ozdobą tego albumu i warto na nie zwrócić uwagę. Płytę słucha się bardzo dobrze, głównie dzięki manieryczności dźwięków, które nawet przy odrobinie wariacji w Don’t Trust The Sirens, czy Let Them Float nie burzą koncepcji całego albumu. Zdecydowanie potrzeba poświęcić wobec albumu dużo uwagi i skupienia, ale to ile daje frajdy wynagradza w zupełności te dwa czynniki.