Debiuty zazwyczaj nie zachwycają, ale zdecydowanie intrygują bardziej niż kolejne wydawnictwa znanych nam projektów. Zawsze bowiem są pozbawione pierwiastka przewidywalności. Carta blanca, którą raz zapisaną, ciężko skorygować. Oia przede wszystkim pociągnęła mnie za sobą swoją smukłością i chociaż zazwyczaj od takich lekkich obyczajowych materiałów zostają omijane przeze mnie szerokim łukiem to szansę jednak trzeba dać każdemu. Za projektem kryje się młoda i utalentowana wokalistka, która na albumie „Wyspa” zawarła klimatyczne oraz emocjonalne kompozycje obrazujące otaczającą nas szarą rzeczywistość. Sprawy zwykłe i te, które niepokoją, np. jak sytuacja polityczna w Polsce. Od miłości do strachu, od lęku do radości. W każdym z tych stadiów emocji wokalistka nadaje projektowi bardzo kameralnego wystroju, do tego stopnia że mamy wrażenie, że spowiada nam się ze swoich ostatnich doświadczeń nasz najlepszy przyjaciel. Muzyka równie lekka, niekiedy może zbyt minimalistyczna, bo oparta na skromnych instrumentalizacjach, którym przoduje jednak sprowadzający wszystko na ziemię fortepian. Liryki oraz ich ironia są istotną częścią tego materiału, ale i muzyka często odchodzi od typowych ballad z pogranicza popu i soulu, często mieszając swoją organiczną warstwę z surową elektroniką. Wszystko otarte o nieskazitelną elegancję opartą na trafnych tekstach, często dość bezpośrednich w doborze słów, co z pewnością oddaje charakter osobistych refleksji artystki. Nie ma też sensu rozbijać tekstów na tłumaczenie ich znaczenia, bo przekaz przy większości jest jasny. Bezpretensjonalność artystki jest w tym projekcie najważniejsza. Nie próbuje kodować niestworzonych alegorii. Traktuje rzeczy i sytuacje takimi jakimi są, dając od siebie nutę optymizmu i rozsądku w postrzeganiu codziennych sytuacji. Tylko tyle i aż tyle!