Mnemic Mnemesis Artwork 3
Mnemic Mnemesis Artwork 3

Mnemic – Mnemesis

●●●●●●●●○○

1. Transcend 2. Valves 3. Junkies On The Storm 4. I’ve Been You 5. Pattern Platform 6. Mnemesis 7. There’s No Tomorrow 8. Heaven At The End Of The World 9. Ocean Of Void 10. Blue Desert A Black Hole 11. Empty Planet

SKŁAD: Guillaume Bideau – wokale; Mircea Gabriel Eftemie – gitara, instrumenty klawiszowe; Victor-Ray Salomonsen Ronander – gitara; Simone Bertozzi – gitara basowa; Brian Larsen – perkusja

PRODUKCJA: Tue Madsen

DATA WYDANIA: 19 czerwca 2012

Można powiedzieć, że Mnemic idzie za ciosem. Ostatnio wydana płyta na którą kazano nam czekać zaledwie dwa lata, a przecież  grupę w tym czasie opuścili: protoplasta formacji Brian „Brylle” Rasmussen oraz ulubieniec publiczności Thomas „Obeast” Koefod, ewidentnie wykazuje głęboki entuzjazm i chęć dalszego rozwoju zespołu. Konsekwentnie, wydanie „Mnemesis” to dowód  na utrzymanie przez duńsko-francuską grupę wysokiego poziomu, a przede wszystkim ugruntowania wykształconego i rozpoznawalnego stylu, który na samym albumie potwierdza głód industrialno-metalowych aspiracji zespołu z charakterystyczną mieszanką cięższych i energetycznych riffów oraz niezwykle melodyjnych partii wokali w tle elektronicznych sampli i aranżacji delikatnych klawiszy. Wcześniejsza zmiana wokalisty z pewnością przyczyniła się do zmiany kierunku i priorytetów współczesnego Mnemica. Dziś nie mamy do czynienia z elementami rapu, które wprawdzie pasowały do pierwszych płyt, ale biorąc pod uwagę ich nowe dokonania, wokal  Guillaume’a Bideau  dużo lepiej wpasowuje się w przestrzenny koncept zespołu. Oryginalnym posunięciem są – chociaż może za często występujące – melorecytacje, które nie zawsze odnajdują się w każdym z utworów „przebarwiając” muzyczną formę nad treścią. Niemniej jednak skala głosu jaką reprezentuje G. Bideau z pewnością u wielu wzbudzi głęboki podziw.

Od lewej: Brian Larsen, Victor-Ray Salomonsen Ronander, Guillaume Bideau, Mircea Gabriel Eftemie, Simone Bertozzi 

Otwierający album Transcend przypominający konstrukcją The Erasing z ostatniej płyty Mnemic to chyba najlepszy utwór z „Mnemesis” dlatego przy dalszym odsłuchu ma się pozorne wrażenie, że czegoś pozostałym kompozycjom brakuje. Błąd. Właściwie większość utworów to porządna dawka materiału z którym nie sposób się nudzić, chociaż na tle ostrości brzmienia w porównaniu do ostatnich wydawnictw „Mnemesis” wypada nad wyraz blado, ale to już chyba decyzja  producenta i wielokrotnego współpracownika Mnemic – Tue’a Madsena. Takie widocznie było założenie. 

Co więc znajdziemy na „Mnemesis”? Inspirująco-rytmiczny Junkies On The Storm, który paradoskalnie dzięki charakterystycznym riffom dla grupy (skądinąd grającego z zespołem na trasie 2009-2010) nowego gitarzysty Victora-Raya Salomonsena Ronandera przypomina utwór na modłę dawnych kawałków Mnemic, tj. Diesel Uterus. W dalszej części znajdziemy również fantastyczno-melodyjny, wcześniej wspomniany Transcend, pamiętliwy I’ve Been You, czy chociażby wzorujący się na  zespole Meshuggah Pattern Platform, do których konserwatywni fani metalu wprawdzie mogą przyczepić się o nadużywanie, chociaż trzeba przyznać, ujmująco czystych wokali G. Bideau. Nie ma tego złego… dla takich właśnie są tytułowy, świetnie wybalansowany wokalnie growlowo-czysty Mnemesis, zachaczający o elementy progresywne Valves bądź klasyczny przykład do uprawiania koncertowego mosh pitu, czyli Haven At The End Of The World

Przez cały czas starałem się wychwycić jak najwięcej niedociągnięć, ale trzeba przyznać, że album „Mnemesis” w sferze metalowego światku pochwalić się może wyśmienitą produkcją, a co najważniejsze progresją umiejętności każdego z jego członków, a właściwie na miejscu byłoby tu bardziej wskazanie świeżej krwi w przebudowie składu. Każda kolejna kompozycja prześciga więc w sobie bariery pozornego chaosu melodii co raz to uprzyjemniając słuchaczowi odbiór szybkimi zmianami tempa, nastroju, wokali, gdzieniegdzie pojawiającymi się melodycznymi recytacjami G. Bideau etc. 

Utwory, jak na zespół z 14-letnim stażem wypada, stały się również dojrzalsze i coraz inteligentniej skonstruowane. Chociaż średnia długości utworów wynosi zaledwie 4 minuty, przez większość czasu dostajemy moc zaskakujących rozwiązań i ciężko kipiących pomysłów. Owszem, ilość pomysłów to jedno, a ich połączenie to kwestia o wiele bardziej złożona. Mnemicowi jednak ten balans udaję się odnaleźć wyśmienicie. Ze świecą szukać więc na „Mnemesis” trywialnych konstrukcji „ABA”. Metalem progresywnym nazwać tego do końca nie można, ale zdecydowanie należy się uznanie za bezkompromisowy charakter w doborze wykorzystywanych idei.

Jedyne kompozycje, którym w maksymalnej wizji obowiązku wytknięcia minusów albumu przystaje mi wskazać to Blue Desert In A Black Hole oraz Empty Planet i chyba nie bez powodu znajdują się na końcu albumu, bo odstając od reszty kompozycji stwarzają podstawy pod niedościgniony charakter poziomu wcześniejszych utworów. Ciekawostką może stać się więc ballado-podobny There’s No Tomorrow, który po dłuższym zastanowieniu budową i schematem przypominać może utwór Love You To Death z repertuaru Type O Negative, a może to zwykły sentyment do zmarłego wokalisty nowojorskiej maszyny – Petera Steele’a?

Niemniej jednak przez cały czas ma się wrażenie, że „Mnemesis” to zaginiona cześć albumu z „Sons Of The System”. Mnemic nigdzie nie ucieka i niczego już nie szuka bo nie musi. Brygada duńsko-francuskiej formacji jak na zespół z dość mało upowszechnioną renomą dziś może zdecydowanie stawać w szranki z największymi w tej muzycznej kategorii. Mnemic posiadł swój styl, a nagrywając „Mnemesis” musiał się jedynie trzymać tego co dobrze sprawdziło się na ostatnim albumie – „Sons Of The System”. Udało się? Perfekcyjnie! Jedyne co martwi, to sytuacja w której znalazł się obecnie zespół. Pomimo poziomu jaki reprezentują jego płyty i koncertowe widowiska nadal tkwi w pewnej, mało zauważalnej niszy, a chyba nie o to do końca chodzi tej multikulturowej formacji. Miejmy nadzieję, że już wkrótce słuchacze spojrzą na Mnemic przychylniejszym… uchem.

MNEMIC – TRANSCEND