●●●●●●●●○○ |
1. Broken Things 2. Belly Belly Nice 3. Mercy 4. Gaucho 5. Sweet 6. The Riff 7. Belly Full 8. If Only 9. Rooftop 10. Snow Outside 11. Drunken Soldier
SKŁAD: Dave Matthews – wokal, gitara, ukulele, fortepiano; Carter Beauford – perkusja, wokal; Stefan Lessard – gitara basowa; Tim Reynolds – gitara; Rashawn Ross – trąbka, wokal; Jeff Coffin – saksofon; Boyd Tinsley – skrzypce; Roger Smith – organy hammonda
PRODUKCJA: Steve Lillywhite
WYDANIE: 11 wrzesień – RCA Records
33 – jeśli dobrze policzyłem, tyle razy pada słowo „love” na przestrzeni 54-ech minut trwania najnowszej płyty Dave Matthews Band. Wiele mówi to o charakterze, tej przepełnionej miłością i optymizmem płyty. „Away From The World” jest gwarancją dobrego początku dnia, dlatego polecam słuchać zaraz po przebudzeniu. Podobnie uczucia wzbudzała „Big Whiskey & The Groogrux King”, która w piękny sposób uczciła życie zmarłego w 2008 roku LeRoi’a Moore’a, za co oddaje zespołowi cześć po dziś dzień.
Przy okazji produkcji nowego albumu zespół wrócił do korzeni i zatrudnił Steve’a Lillywhite’a, który „maczał palce” przy pierwszych trzech płytach grupy. W trakcie słuchania „Away From The World” słuchałem także debiutu Dave Matthews Band i faktycznie słychać w nowych nagraniach ducha tamtych lat. Nie znaczy to jednak, że zespół porzucił kierunek, jaki obrał na „Big Whiskey & The Groogrux King”, wciąż mamy do czynienia z żywym, głośnym i „bombastycznym” brzmieniem, a sekcja dęta i skrzypce już całkiem zdominowały kompozycje grupy.
Robiąc notatki do tej recenzji stawiałem serduszka przy ulubionych utworach, od których pozwolę sobie zacząć. Przejdźmy więc do zamykającego cały zestaw Drunken Soldier, który jest ucieleśnieniem wszystkiego, co najlepsze w tym albumie. Dave Matthews Band powróciło tym utworem do długich form; kompozycja ma aż 9 minut i grupa nie marnuje tego czasu na powolne budowanie napięcia. W zamian dostajemy paletę nastrojów i emocji, efektowne instrumentalne wybuchy i ulotne wyciszenia. Świetnie współgrają tutaj ze sobą gitary i wspomniana sekcja dęta. Tekstu w tym utworze nie za wiele, ale wyśpiewany jest przez Dave’a z wielkim zaangażowaniem. Kolejny ulubieniec to utwór Gaucho, który traktuje o ewolucji. Ponownie moment chwały dla Coffina i Rossa, przez których ma się wrażenie, że utwór rośnie w głośnikach i z każdą minutą uderza z większą siłą. Jest tutaj nawet miejsce dla złowieszczo brzmiącej gitary i dziecięcego chóru śpiewającego refren. Belly Belly Nice wprowadza nas w rejony funku i może to przez serial Treme, ale słyszę w tej kompozycji świetne nowo-orleańskie R&B. Taniec – jak najbardziej wskazany. Mocnym punktem tej kompozycji są skrzypce Tinsleya. Ostatni z serduszkowych kawałków to The Riff. Rozkręca się powoli, ale jak tylko Beauford uderza mocniej w swój zestaw zaczyna się burza. Po raz kolejna – sekcja dęta bez zarzutów, ale tym razem większe wrażenie robi jednak gitarowe tornado w ostatnich 40 sekundach.
A teraz… czas na mniej zachwycające utwory, choć nie znaczy to wcale, że złe. Bez wątpienia płyta jest bardziej subtelna i stonowana od poprzedniczki i najbardziej to słychać w trakcie otwierającego Broken Things, niemalże folkowego Sweet, w którym prawie przez cały utwór słuchamy tylko Dave’a i jego ukulele, czy miniatury w stylu solowych dokonań Eddiego Veddera Belly Full. Jest jeszcze oczywiście promujący krążek Mercy z czarującym solo saksofonu na koniec. Motywem przewodnim tych utworów jest miłość, nie mają jednak takiej siły przebicia, jak choćby przepiękny Stolen Away On 55th and 3rd z albumu „Stand Up” czy Angel z „Everyday”.
Pozostały jeszcze dwie kompozycje. Mowa tu o Rooftop i Snow Outside, w których najwyraźniej słychać tęsknotę za latami 90. Ten drugi należy do grupy tych subtelniejszych, ale znalazł się też moment na chwilę instrumentalnego szaleństwa.
Pisząc o dokonaniach Dave Matthews Band grzechem byłoby nie wspomnieć o wokalu Dave’a, który z każdym rokiem nabiera bardziej ochrypłej barwy. Jego głos wydaje się wręcz „łamać”, kiedy wyśpiewuje kolejne wersy swoich piosenek. Dodaje to im naturalności i szczerości.
Pozostaje tylko pozbierać wnioski „do kupy” i postawić ostateczną ocenę. Wbrew pozorom to trudne zadanie, ponieważ „Away From The World” to płyta z predyspozycjami do bycia rewelacyjną, jednak żeby ocena była sprawiedliwa trzeba wziąć pod uwagę te słabsze, mniej wyraziste momenty. Zespół postawił tym razem na bardziej złożone kompozycje, czerpiące garściami z amerykańskiej tradycji i chwała im za to, bo brakowało mi takiej muzyki w 2012 roku.
DAVE MATTHEWS BAND – MERCY