★★★★★★★★☆☆ |
1. Eufonia 2. Wariacja #1 na kwartet smyczkowy 3. Wariacja #2 na trio fortepianowe 4. Chodnik 5. Niewidoczne kształty 6. Ballada na kwartet smyczkowy i trio fortepianowe 7. Listy z północy 8. Śledztwo 9. Wariacja #3 na kwartet smyczkowy 10. Zwłoka 11. Ściółka 12. 1932
SKŁAD: Sebastian Zawadzki – fortepian, dyrygent; Johannes Vaht – kontrabas; Morten Lund – perkusja; Sofie Meyer – I skrzypce; Polyxeni Zavitsanou – I skrzypce; Kalina Wasilewska – II skrzypce; Susan Bregston – altówka; Valeriya Sholokova – wiolonczela
PRODUKCJA:
WYDANIE: 13 listopada 2015 – For Tune
Szybkie tempo prac Sebastiana Zawadzkiego nie dziwi skoro ma się tak kreatywne podejście. „Euphony” to kolejne wydawnictwo trio tego artysty, tym razem jednak z duńsko-szwedzką sekcją rytmiczną i dodatkowymi aranżacjami na kwartet smyczkowy, których dyrygentem został sam lider całego przedsięwzięcia. Mimo młodego doświadczenia już teraz imponuje niesamowitym „portfelem” swoich osiągnięć .
Jak sam opowiada: Mój nowy autorski projekt jest wyrazem poszukiwań nowych środków wyrazu. Tym razem jest to połączenie klasycznego brzmienia kwartetu smyczkowego z delikatnym i wysublimowanym brzmieniem sekcji rytmicznej (Johannes Vaht oraz Morten Lund). Płyta składa się z utworów skomponowanych na różne połączenia instrumentów (od kompozycji solowych na fortepian, na sam kwartet smyczkowy, samo trio, po cały septet). Chciałem zbudować tym zabiegiem napięcie i narrację płyty, traktowanej jako całość – zapowiada autor projektu.
Ten oto album to kompozycje przeznaczone przede wszystkim na fortepianowe popisy, ale są i takie w których prym wiodą wspomniane smyczki. Demokratyczne podejście koncepcji instrumentalnego trio występuje tu relatywnie rzadko. „Euphony” to zbiór bardzo melodyjnych kompozycji, które często okraszone są rozciągniętymi wywodami solowymi pianisty opartymi na szerokim zakresie oktaw wzorem Brada Mehldaua (Eufonia), które mieszają się z klasyczną predyspozycją aranżu (Wariacja #2 na trio fortepianowe). Dużo w tym również filmowego nastroju, który świetnie wpasowałoby się w tematykę polskiego kina, chociaż są elementy, które trącają tajemnicą twórczości chociażby Thomasa Newmana (Eufonia).
Oczywiście spora tu doza spadkobierczej inspiracji sztuki Vijayia Iyera, do której przyznaje się zresztą sam autor projektu. Ja z kolei częstokroć odczuwałem awangardową ekstrawagancję Krzysztofa Komedy i melodyczną ostoję innego znanego trio Leszka Możdżera i atmosfery albumu „Asta” (2005) (Wariacja #2 na trio fortepianowe). Ta dynamiczna narracja świetnie nastraja przez cały czas trwania wydawnictwa, nie uciekając od głównej nostalgicznej koncepcji. Świetnie przedstawia się to przede wszystkim przy pierwszej i trzeciej wariacji, która mimo kontrastów bardzo skutecznie przebija się z bardziej surowych form płynnymi melodycznymi ornamentami.
Na dużą uwagę zasłużyło umiejętne tonowanie nastroju z pięknie wykończonymi subtelnymi wyciszeniami (Wariacja #2 na trio fortepianowe, Listy z północy), czy też wzruszającymi przeciągnięciami (Ballada na kwartet smyczkowy i trio fortepianowe). Swoją drogą muzyka często wydawała mi się tak romantyczna i tak bardzo liryczna w swojej prezentacji pozytywnych glissandowych wydźwięków i teatralnych zagrywek, że nieraz wyobrażałem sobie stęskniony głos Marka Grechuty, który idealnie by się tu sprawdził (Niewidoczne kształty). Tym samym, może nie jest to oczywiste, ale często zdaje się również dosłyszeć folkowe inspiracje, których cień organiczności jest tym albumem niewątpliwie spowity.
O czym warto wspomnieć to zmiany instrumentarium, które nie wnoszą rażącego kontrastu psującego spójność albumu. Jazzowo-smyczkowy septet wynosi kompozycje na piękne wyżyny muzycznych kulminacji. Aranżacyjne uniesienia mimo piórkowatej delikatności brzmienia jednocześnie uderzają swoją siłą wprost niezwykłych harmonii i przepięknymi tematami, które faktycznie wprowadzają swoistą muzyczną eufonię (Chodnik, Zwłoka). Samo trio też udaje się przebić swoim konstruktywnym minimalizmem szarżujących jazzowych fanaberii (Ściółka) i frywolnych solówek w kanonadzie quasi-chaotycznych wydźwięków free jazzu wprowadzających fuzję klasyki i kameralności muzyki współczesnej (Listy z północy). Duża rola w tym samej sekcji rytmicznej, która przedstawia swoimi wywodami idealnie wybalansowaną pulsację i tempo, które nie wyrywa niepotrzebnie słuchacza z objęć lirycznego ciepła, ale nadaje utworom sensowy rytmiczny ciąg.
Sam autor mimo pozornie filigranowej i skromnej aranżacji często stosuje bardzo zagęszczoną strukturę kompozycji, nie zawsze idącą w parze z „przewidywaną” melodyką. Wielokrotnie słyszymy również kontrapunktujące akordy, które natężają całą dynamikę i dramaturgię utworów. Niemniej jednak, dokooptowanie kwartetu smyczkowe okazało się świetnym ruchem, bez którego trio mogłoby pozbawić siebie potrzebnej przestrzeni i kompozycyjnego oddechu, a ostatecznie stoczenia w otchłań monotonii i mało konstruktywnych kreacji (Wariacja #1 na kwartet smyczkowy). Kompozycje są jednak same w sobie skrupulatnie rozplanowane, ale nie ma tu aranżacyjnej sztywności, w której miejsce mamy przyjemność doświadczać sporo zdystansowanej muzyki (Śledztwo).
Materiał „Euphony” jest bardzo subtelny i onirycznie finezyjny w pełni swojej melancholii i ciepłych barw. Wszystko wykończone niezwykle elegancko, że właściwie ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Muzyka nie dość, że niebagatelnie ambitna to i niesamowicie czytelna. Wypełniona pokładami jazzowej estetyki płyta „Euphony” z pewnością, chociaż w naprawdę dużym formacie tudzież ewenemencie i wybitnym osiągnięciu mowy być nie może to portfolio S. Zawadzkiego z pewnością szalenie wzbogaci. Ja osobiście wrócę jeszcze do tego albumu wielokrotnie i z pewnością nie jestem w tym przekonaniu jedyny.