Vorna – Ei valo minua seuraa

★★★★★★★★✭☆

1. Harmaudesta 2. Jälkemme 3. Itsetön 4. Sieluni varjossa 5. Vaipunut 6. Yksin 7. Hiljaiset rauniot

SKŁAD: Vesa Salovaara – wokal; Arttu Järvisalo – gitara; Henri Lammintausta – gitara; Niilo Könönen – bas; Saku Myyryläinen – klawisze; Mikael Vanninen – perkusja

PRODUKCJA: Tuomas Kokko – Electric Fox Studios 

WYDANIE: 4 grudnia 2015 – Inverse Records

www.vorna.fi

„Ei valo minua seuraa” (wolne polskie tłumaczenie: mrok podąża za mną) to drugi pełny album Finów z Tampere i Kangasala po wydanej w 2013 r. płycie „Ajastaika” (pol. czterdziestu). Na album składa się siedem podniosłych, majestatycznych utworów, które powstały na przestrzeni maja i czerwca bieżącego roku w studiu Electric Fox pod czujnym okiem Tuomasa Kokko (współpracował m.in. z Swallow the Sun, Ghost Brigade). Następnie materiał w sierpniu poddany został masteringowi Jaakko Viitalähde (współpracował m.in. z October Falls, Ghost Brigade, Black Crucifixion, Alghazanth), a 4 grudnia CD ujrzało światło dzienne dzięki wydawnictwu Inverse Records.

Przesłuchałem wcześniejsze materiały zespołu Vorna i, w moim mniemaniu, zespół uczynił solidny krok naprzód w graniu muzyki czy też samej aranżacji. Poprzednie utwory bardziej ciążyły ku black-metalowym rejonom z lekkim zaakcentowaniem swojej symfonicznej pompatyczności, brzmiąc jak stary dobry Dimmu Borgir. Czasem przewijały się jakieś folkowe wstawki. Na „Ei valo minua seuraa” utwory są wprawdzie nadal rozbudowane i są elementy folkloru, ale pięknie wplecione w, zdecydowanie bliższą tego typu zagrywkom, strukturę pagan-metalową, odpuszczając atmosferze symfoniczności.

Harmaudesta jak na typowy metalowy „otwieracz” to solidna porcja perkusyjnych blastów. Nie oszczędzają się również gitarzyści, tworząc piękne tło pod klawiszowe tło. Solidna 3-minutowa porcja tego, co w fińskiej muzyce metalowej tygryski lubią najbardziej. Jest moc w wokalu, gitarowe solo jest bardzo melodyjne, klawisze potęgują wydźwięk utworu, a zarazem w partiach spokojniejszych tworzą niezwykłe pejzaże krainy tysiąca jezior. Dzieje się naprawdę sporo, nawet w tak krótkim utworze dało upchnąć się gitarę akustyczną. Na albumie z utworów poniżej 4 minut jest jeszcze Vaipunut. Określenie przerywnik jest zbyt krzywdzące, ale jest to kompozycja tak nieoczekiwana, że co niektórzy słuchacze pewnie w pierwszej chwili złapali się za głowy, mówiąc: Co jest k… Do tej pory zespół atakował porządnym metalem, a tu plusk wody, szum wiatru, jakieś śpiewy ptaków i melodia na fleciku oraz delikatna półakustyczna gitarka. Uwierzcie, że jeśli macie choć troszkę otwarte głowy na dźwięki, zakochacie się w tej melodii. Pod wspominaną gitarkę wchodzi bas, perkusja, druga gitara i klawisze. Do tego czysty wokal Vesa i mamy przepiękny utwór, który może stawać w szranki z kompozycjami Katuman Kaiku Turisas czy Tuulen Tytär/Soturin Tie Moonsorrow. Absolutna folk-metalowa perełka.

Finowie grają jednak przede wsyzstkim długo i głośno. Pierwsza z takich kompozycji zaraz po otwarciu to Jälkemme (pol. Dziedzictwo), która zaczyna się od klawiszowego intra przypominającego dzwony rurowe, gitary akustycznej i miarowej gry na talerzach. Dopiero po około minucie wchodzi typowa metalowa „sieczka” – gitarowy hałas i perkusja jak w najlepszych ekstremalnych zespołach. Niemniej jednak to zespół z Finlandii, a więc panowie prędzej czy później muszą postawić na melodię. Utwór ma ponad siedem i pół minuty długości i zmienia się w nim kilkukrotnie tempo, od wspomnianej metalowej „sieczki” po łagodne klawiszowe uspokojenie czy hipnotyczne riffy w czasie zwrotek. Gdy tak to opisuję, może to trochę wyglądać niepokojąco, przypominać bałagan, ale wszystko jest tutaj uszyte na miarę i ten słowny chaos, wbrew pozorom, idealnie przekłada się na język muzyki.

Itsetön typowy przedstawiciel pagan metalu – majestatyczny, długi, przeszyty metalową agresją i folkową łagodnością. Niekiedy zespół przypominał mi tutaj nasz rodzimy Stworz. Vorna znów łączy mocne sekcje rytmiczne z ciekawymi klawiszowymi partiami, wokalista bawi się, łącząc głęboki growl z czystym wokalem oraz damskim chórkiem. Na zakończenie Mikael Vanninen odprowadza słuchacza perkusyjnym marszem. Mroczna strona jaźni (Sieluni varjossa), czyli kolejny utwór ponad 6-minutowy, lżejszy od poszczególnych ścieżek niż poprzednik, więcej w nim przestrzeni i tytułowego mroku – niesamowita rola w tym klawiszowca. Wielkie pokłony dla producenta za zmieszczenie po raz kolejny kilka, ale jak kluczowych sekund partii gitary akustycznej.

Zespół dla promocji płyty stworzył teledysk do utworu Yksin (pol. Samotny). Stonowany, posępniejszy klimat utworu Vorna zawdzięcza sekcji smyczkowej. Kompozycja zaczyna się balladowym wstępem na gitarze, pojawiają się klawisze, perkusja i wspomniana sekcja smyczkowa. Tutaj najbardziej zespół odnosi się do dotychczasowej klasyfikacji swojej muzyki. I znów, jak mantrę powtórzę, że melodia i pomysł na kompozycję wygrywają. Czy to ostre pociągnięcia na gitarach, czy instrumentalne partie perkusji i smyczków, czy zaczerpnięcie wizji z doom-metalowych kapel – wszystko składa się na strój idealny.

Na koniec Ciche ruiny (Hiljaiset rauniot), najdłuższa kompozycja Finów. Melodyjne intro na gitarze, budujące tło utworu klawiszowe pasaże, dudniąca perkusja przeradzające się w klimatyczny riff. Znów w utworze wykorzystano partię smyczkową, która podnosi utwór do rangi arcydzieła. W połowie 3-ciej minut wchodzi marszowy rytm doprawiony gitarową solówką. Od tej pory utwór nabiera charakteru bitewnego hymnu. Ostre growlowane zwrotki przeradzają się w czysto wyśpiewane refreny. Zespół pokazuje tutaj całą swoją paletę środków, które potrafi wykorzystać. Dzieje się ponownie bardzo dużo, mamy wspomnianą sekcję smyczkową, piękne akustyczne solo, perkusyjną burzę, sugestywne i podniosłe klawisze. 

„Ei valo minua seuraa” to siedmioutworowa podróż do fińskiej krainy, podróż pełna zaskakujących zwrotów akcji, niespodziewanych dźwięków, ale przede wszystkim pasji. Solidna muzykalność, lepsza produkcja i, co chyba najcenniejsze w tej ocenie, spójność całego albumu. Ciężko jest wyróżnić jeden utwór. Nie ma tutaj zapychaczy, nie ma singli, każdy kawałek jest na swój sposób intrygujący i piękny, i dopasowany do całości. Gorąco polecam!