★★★★★★★★☆☆ |
1. First Light 2. Smoke from Distant Fires 3. Celebration of Decay 4. Echo of Souls 5. Apparition 6. Hiraeth 7. Water divides the Tide 8. Metanoia
SKŁAD: Piotr Turek – gitary; Albert Turek – perkusja; Teddy-James Driscoll – gitara basowa; Richard Powley – gitary
PRODUKCJA: Jaime Gomez Arellano
WYDANIE: 31 marca 2017 – Golden Antenna Records
Na samym wstępie mam ogólną radę, która mam nadzieję pomoże wam w pełni docenić ten krążek. Odpalcie go naprawdę głośno na dobrym sprzęcie, żeby nie dał wam chwili na dryfowanie w kierunku myśli o pracy, finansach i innych codziennych zgryzotach. Zwłaszcza, że przy muzyce instrumentalnej, a taką gra kwartet Telepathy, znacznie trudniej utrzymać pełną uwagę. A przez „nieuwagę” właśnie o mało nie przekreśliłem zespołu przedwcześnie.
Jeśli bacznie śledzicie scenę metalową, a przede wszystkim scenę post metalową i post rockową, z pewnością zwróciliście uwagę na „Tempest”, bo płyta zbiera bardzo dobre opinie i wcale mnie to nie dziwi. Nie będę się wyłamywać z szeregu i zmyślać, że album jest słaby i przereklamowany. Napiszę tak – „Tempest” to instrumentalna płyta post metalowa, na którą czekałem od lat. Żeby wyjaśnić wam, dlaczego tak jest, muszę nakreślić mniej więcej, czego szukam ogólnie w instrumentalnej muzyce metalowej. Przede wszystkim szukam w niej dynamiki, ciężaru i dźwiękowego bogactwa, ale równie ważna dla mnie jest gra kontrastów. Zespoły uprawiające muzykę z przedrostkiem post lubią się zagłębić w kreowanie delikatnych i urokliwych momentów gitarowych, które potem burzą miażdżącym uderzeniem skumulowanych instrumentów. Nie każdemu jednak wychodzi to tak dobrze i często wkrada się w takie kompozycje rutyna właśnie przez tę schematyczność i wierność „standardom” gatunku. W pewnym momencie każdy chcę tworzyć takie same kompozycje. Jak dla mnie to właśnie zaczyna się dziać teraz z tzw. blackgazem. Niemniej jednak, mimo tego, że Telepathy jest dość wierne gatunkowym schematom, udaje im się uciec od rutyny.
Niemała w tym zasługa Jaime’iego Gomeza Arellano, który sprawił, że płyta brzmi bardzo żywo i robi druzgocące wrażenie słuchowe. Telepathy bardzo często skacze między motywami, zmienia tempo, oddaje się innym emocjom na przestrzeni jednego utworu. Robi to w dodatku z gracją. Nie słychać, żeby spajające utwory szwy pękały w jakimkolwiek miejscu. Co jeszcze ważniejsze, na „Tempest” jest mnóstwo rewelacyjnych motywów, których się z niecierpliwością wyczekuje w trakcie słuchania. Potężna perkusja w Smoke from Distant Fires, majestatyczne riffy w Celebration of Decay czy Hiraeth, albo intensywność Apparition. Jest też rarytas w formie wrzeszczanych wokali w Echo of Souls.
Dodatkowo cieszy bardzo, że jedna z najciekawszych płyt tego roku na liście autorów ma polsko-brzmiące nazwisko Turek. Ale patriota ze mnie marny, więc możecie wierzyć, że stronniczy przez to nie jestem. Wręcz przeciwnie, muzyka instrumentalna rzadko mnie porywa, a Telepathy sprawia, że syndrom sztokholmski staje się moim ulubionym stanem psychicznym.