Źródło zdjęcia |
Konformizm i nonkonformizm to dwie różne postawy posiadające swoje plusy i minusy. Czy lepiej mieć do czynienia z konformistą, czy nonkonformistą? To temat rzeka, na który jednoczesnej odpowiedzi nie znajdziemy. Konformizm to postawa ścisłego podporządkowania się zwyczajom, normom i poglądom uznanym za obowiązujące w danej grupie. Konformizmem jest na przykład stosowanie się do przyjętej w jakiejś grupie mody, ubierania się tak jak inni, słuchania tej samej muzyki, chociaż nikt do tego nie zmusza. Konformizmem nazywamy również przymykanie oka nad nadużycia, chociaż jest się zwolennikiem postępowania zgodnie z prawem. Konformista ulegający grupie i godzący się na postępowanie niezgodne z własnymi przekonaniami, czyni tak zazwyczaj z tchórzostwa, bezmyślności lub wyrachowania.
Pewne odmiany konformizmu takie, jak np. przestrzeganie przepisów porządkowych, podporządkowanie się zasadom współżycia społecznego, poszanowanie norm moralnych i postępowanie zgodnie z nimi są w społeczeństwie konieczne. Natomiast polegający na przymykaniu oczu na zło w imię własnej wygody lub świętego spokoju zasługuje według mnie na potępienie. Z punktu widzenia „ego” człowiek konformista jest tym, który w hierarchii stoi o stopień niżej. Kojarzy nam się zazwyczaj z osobą, która nie ma własnego zdania, której poglądy można łatwo „nagiąć” do swoich potrzeb. Osoby takie na pierwszy rzut oka łatwe są we współżyciu. Nie „udzielają się”, prawie ich nie widać. Co jest jednak ważne, obcując z konformistą często zapominamy o jego myśleniu, o tym, że on też myśli itp. Po prostu trochę go „odczłowieczamy”. Zapominamy, że konformista znajdujący się dzisiaj w naszej grupie, jutro może być już w grupie naszego przeciwnika, że nie są mu obce ludzkie potrzeby takie, jak popularność, pieniądze, władza lub chociaż obcowanie z nią. Na konformiście nie można polegać. Osoba nie posiadająca własnych poglądów na forum, na pewno posiada własne pragnienia czy ambicje i prawdopodobnie zrealizuje je po części naszym kosztem.
Patrząc na to, co dzieje się dzisiaj w przemyśle fonograficznym, możemy zaobserwować typowe postawy konformistyczne. Schlebianie niskim masowym gustom, wyzbycie się własnego „ja” lub też wieczne „dryfowanie” po różnych stylistykach (całkiem skrajnie różnych) to coś, co obserwujemy w naszym kraju od dawna. Widz sceny muzycznej nie wie do końca, jaki jest realny przekaz danej muzyki. Artyści coraz częściej starają się reprezentować interesy słuchaczy jednak tylko dlatego, że przynosi mu to korzyść materialną. Konformista wyrzeka się własnego zdania nie w imię wyższych wartości, lecz zazwyczaj ze strachu czy interesowności.
Sokrates twierdził już, że należy słuchać cudzego zdania, ale nie wyrzekać się własnych poglądów. Czyli odradzał konformizm. Ta postawa społeczna jest dość wygodna, ale niesie za sobą niebezpieczeństwa zatracenia własnego ja. Kiedy człowiek coś udaje (a konformista to wieczny „udawacz”), zapomina o swych własnych przekonaniach i wartościach. Gubi się w natłoku cudzych spostrzeżeń, myśli i norm. Ludzie od wieków przebywają w grupie. Ma to na celu czerpanie wzajemnych korzyści i poszerzanie swoich horyzontów. Przebywanie z konformistą wyklucza te wszystkie możliwości. Osoba taka nie jest w stanie nas niczego nauczyć, niczego nam przekazać, ponieważ zawsze będzie nam mówiła to, co chcemy usłyszeć, a nasze poglądy będą jej poglądami.
Co do nonkonformisty, to osoba taka nie zgadza się z panującymi zwyczajami, poglądami, opiniami itp., przeciwstawia się zasadom postępowania, zwyczajom, poglądom przyjętym w danej grupie. Nonkonformista występuje przeciw temu, co uważa za niesłuszne, mimo że grupa, do której należy stosuje nacisk w celu skłonienia go do podporządkowania się jej. Nonkonformistą jest ten, kto mimo obiecywanych korzyści nie chce postępować według zasad, które uważa za niesłuszne. Nie wygłasza on zdań, w które nie wierzy, chociaż ich wygłaszanie jest przez kogoś dobrze widziane.
Trudno jest oceniać wszystkie struktury i grupy społeczne. Najlepiej jest to zrobić, obserwując nasz rynek muzyczny, a w szczególności naszych rodzimych artystów, choć oczywiście nie wszystkim taki tytuł przysługuje (mimo zapewnień ze strony mediów). Rynek ten doskonale ukazuje opisywane wyżej postawy. Szerząca się we wszystkich rodzajach muzyki komercja to ukłon w stronę konformizmu. Dzięki temu nasza fonografia pozornie się rozwija, a prawdziwa sztuka w coraz większym stopniu jest bagatelizowana i traktowana jako pewnego rodzaju dziwactwo nikomu już niepotrzebne. Najbardziej nonkonformistyczna wydaje się być muzyka poważna i jazz. Jazzmani sławni są ze swego zaangażowania w realizowanie swoich wizji artystycznych. Wielu z nich żyło na skraju nędzy i psychofizycznego wyczerpania, poświęcając się całkowicie tworzeniu, bo dla nich „tworzyć znaczy zabić śmierć”. Nie bacząc na otaczającą ich zewsząd krytykę i brak jakiegokolwiek wsparcia, uparcie brnęli do wytyczonego sobie celu w imię prawdziwej sztuki. Ci, którym się udało to prawdziwi koryfeusze tego gatunku. Do przegranych zaliczamy natomiast tych, którzy się poddali i zatracili się w nałogach i trudach życia. Ich też można zaliczyć do nonkonformistów, bo taka postawa niesie z sobą znacznie więcej ryzyka niż wspominana wcześniej postawa konformisty.
Złota jest praktyka, bezpłodna teoria – stwierdził wielki Platon. Faktycznie, na papierze nonkonformista zdecydowanie wygrywa, a w rzeczywistości? Nie tolerujemy na ogół ludzi o innych postawach niż ogólnie przyjęte, tych, którzy są inni niż my, mają inne poglądy. Dlaczego Sokratesa zabito? Bo był nonkonformistą i to, co głosił nie podobało się większości. Dlaczego Jim Morrison musiał opuścić jakże tolerancyjną Amerykę? Bo jego zachowanie było sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami (teraz po 30 latach od jego śmierci, jego zachowanie nikogo by już nie zdziwiło i nie „ruszało”). Dlaczego zabito Martina Luthera Kinga? Bo jego nonkonformizm był za daleko posunięty (w skrócie). Przykładów na to, jak społeczeństwo brutalnie rozprawia się z nonkonformistami jest w historii bez liku. Nonkonformiści są niebezpieczni, są wyalienowani, nie można ich zamknąć w ogólnie przyjęte ramy. A przecież każda encyklopedia, każdy psycholog zapewnia nas o dobroczynności nonkonformizmu i bezużyteczności jego przeciwnej postawy. Aby być nonkonformistą, trzeba posiadać szczególnie wewnętrzną odwagę, trzeba być pewnym własnej wartości i słuszności swego postępowania. Wymaga to szczególnej siły psychicznej, która niewielu jest dana. Co ciekawe, z pobieżnych przykładów można wyciągnąć wniosek, że w 90% osób sławnych, wybitnych jednostek to właśnie nonkonformiści. Tak było do niedawna. Czyżby jednak zbliżała się era, w której nonkonformizm będzie negatywem wartości, a stanie się przykładem głupoty? Oby nie, gdyż po stokroć wolę przebywać w otoczeniu nonkonformistów (mimo że nie jest to łatwe i lekkie), niż stać się jednym z chóru bałwochwalczych konformistów.