Źródło zdjęcia |
Chodzicie na grzybobranie? Lubicie wędkować? A co powiecie na muzykobranie? Pewnie wielu z Was robi to nieświadomie. Ja korzystam z magicznej Szufli (z ang. shuffle). Legenda głosi, iż zjawisko Szufli istniało w muzyce od zarania dziejów. Sam neandertalczyk krzywił się na myśl o monotonii dźwięku mamucich kości, dlatego każdego dnia trąbił ze skrzętnie przygotowanej kolekcji losowo wybranych wynalazków dźwiękonaśladowczych, co by i życie było milsze a i polowanie szło lepiej.
Dość już historii. Współcześnie, zjawisko Szufli to niesłychana moc, której dobrze wykorzystana funkcja daje wielu z nas początek nieczęsto wybrakowanych dziś uczuć od nostalgii, po radość a kończąc na specyficznej aurze „powrotu do przeszłości”. Bardzo często tak podróżuję. Jak? Sprawa jest prosta. Zwijamy całą muzykę na cyferblat komputerowego przenośnika dźwięku, zaznaczamy opcję odtwarzania losowego i już możemy cieszyć się chwilą… No właśnie i tutaj zahaczamy o kuriozum specyfiki zjawiska. Szufla, nie zawsze zdaję się świadomie odczytać nasze emocje oraz nastrój adekwatny do danej sytuacji.
Toteż często zdarza nam się męczyć z utworami zupełnie nie interesującymi nas w danym momencie, bądź co gorsza popaść w dramat samokrytyki: Jak ja tego mogłem kiedykolwiek słuchać?; a w drastycznych przypadkach braku rozpoznania dawnego ego muzycznego: Kto mi do cholery grzebał w folderze z muzyką? Ostatni przypadek jest kwestią niesłychanie skomplikowaną, no bo jak odnaleźć się w muzyce, której słuchałeś kilka, kilkanaście lat temu a Twój gust fonograficzny dopiero tworzył model dzisiejszego „smaku” muzycznych upodobań.
Podobać się nie musi, ale podobać się może, co z kolei w nowej perspektywie daje nam możliwość odkrycia i uporządkowania danego gatunku muzycznego w nowych ramach dźwiękowych barier. Szukamy nowości, a zaskoczyć mogą nas nasze stare inspiracje. Czy to nie piękne? Ba, mieszanka wybuchowa jaką zapewnia nam karuzela muzycznych doznać zdaje się być podstawą pod rozwinięcie i możliwość rozwoju tolerancji wobec innych gatunków rękojmi muzycznego organizmu.
Przejdźmy dalej, a mianowicie punkt najważniejszy – „podróż do przeszłości”. Jeżeli zdamy się na cierpliwość, Szufla zwiększyć może chwilowe doznania o element istnej konsternacji. Co się dzieje? Otóż poprzez miliony lat muzycznych wyłania się utwór o którym istnieniu zapomnieli nasi przodkowie, utwór, którego brzmienie wprawia nas w trans zachwytu i wspomnień dawno zapomnianych sytuacji. Jeden utwór odmienia kolejne 5, 10 minut Twojego życia. Nie dużo? A jednak, wylosowany na chybił trafił numer z przedpotopowych czasów przypomina Ci o czyimś uśmiechu, złości, dawnych znajomościach, zapomnianych pomyłkach. Szufla ma to do siebie, że często wzrusza. Trudno się z tym nie zgodzić, bo nie ważne jest czy utwór budzi w Tobie smutek, radość, czy też żal – ważne jest, że budzi w Tobie emocje, które często stają się podporą i drogowskazem ku przewartościowaniu przyszłych celów, czy też idei. Nie rzadko też daje kopa do spełnienia dawno zaniedbanych marzeń – daje szansę odkurzyć dawne chwile i poukładać je w nowej rzeczywistości.
Kto z Was nie chciałby przenieść się w czasie? Głosów sprzeciwu nie słyszę i widzieć nie muszę. Szufla z pewnością daje możliwość rekonstrukcji muzycznych wartości, a jeżeli komuś się przypadkiem nie spodoba, zawsze może wrócić, bo zawsze jest czas żeby iść tam i z powrotem.