Źrodło zdjęcia |
Mówią, że opisywanie muzyki to jak tańczenie o kolorach! No ja rozumiem, są pewne emocjonalne treści, do których każdy dochodzi sam, ale przecież pewne definicje śmiało można wypisać. Tak, aby zrozumiał to taki podły konfident, który śmie twierdzić, że dać się nie da. No chyba że owy intruz tonie w swoim duchowym egoizmie i utożsamia każde słowa ze swoim dokładnie wyrachowanym ego. No nie!
Tu trzeba trochę wyjść poza ten próg psychicznego zaścianka, żeby otworzyć się na powiew uniwersalizmu. Nie każdemu to się podoba, bo dziś każdy wziął sobie dosadnie do serca walkę o pierwiastek indywidualizmu, jaki posiadamy. No mamy takowy, ale żeby od razu odpychać wszystko, co z naszą percepcją się nie zgadza? No też nie!
Tkwimy więc tak w tym wewnętrznym dysonansie. Nie zgodzimy się z kimś, bo przecież obrazi to nasz indywidualizm. A jak kogoś w tym poprzemy, staniemy w obliczu utraty tożsamości. Nie czytać tych recenzji najlepiej! Bo po co psioczyć i umizgiwać swoją opinię czymś, wobec czego nie skonfrontujemy swojej opinii. Czyż nie tak? No nie za bardzo!
Balans musi być. Dystans wobec siebie zachować trzeba, bo mówić można o wszystkim, jeśli mówi się o czym się wie. Bo nie każdy jest ekspertem, ale każdy do opinii prawo ma. Więc proszę mi nie mówić, że o muzyce pisać się nie da, bo teoretyczna i emocjonalna treść to dwa różne kryteria, które na takim gruncie się rozdziela, a ta pierwsza dziedzina ma tylko w rozwoju tej drugiej pomóc. Tak jak w analogii sercu powinien przewodzić rozum, tak muzyce pewne techniczne niuanse, które w efekcie do pewnych stanów emocjonalnych prowadzą. No nie da się inaczej!
Carlos Ruíz Zafón mawiał, że poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem. Ja się dopisuję z muzyką, bo wszystkie recenzje piszę, używając każdego z czynników po trochu. To próba zdefiniowania i przedrzeźniania myśli, które gdzieś tam się łopoczą między tymi dwiema małżowinami. To również szalona i ekscytująca przygoda, a przede wszystkim intymna spowiedź, więc nie oczekujcie, że treść będzie każdemu pasowała. Zresztą nikt przecież nie podejmuje się takich piśmienniczych wyzwań, gdyby nie był kierowany przez jakiegoś demona. Jemu nie da się oprzeć i nie da się go zrozumieć, dlatego ulegam i piszę. Tak jak mi ten chochlik dyktuje. Ot cała tajemnica. Zapraszam do tańca!