KORA – magnetyczna, charyzmatyczna, mistrzyni metamorfoz. Gwiazda. Urodziła się, żeby nią być. Jedyna taka. Tam, gdzie się pojawiała, w sekundę cała przestrzeń stawała się jej przestrzenią, a każdy człowiek jej słuchaczem. I nie miało znaczenia, czy śpiewa z Maanamem, czy przy śniadaniu mówi o cygańskich patelniach – głos Kory nie znosił sprzeciwu. Nikt go też nie chciał wnosić, bowiem uleganie czarowi Kory było swego rodzaju hajem. Na tyle rozkosznym, by nieustannie chcieć do niego wracać.
Nie pozwalała sobie na nudę. Uwodziła, zdradzała, kochała i porzucała. Miała to, o czym inne wokalistki mogły tylko pomarzyć – absolutną władzę nad tłumem. Odurzała. Byli tacy, którzy przez 30 lat nie opuścili żadnego jej koncertu. Nie bała się być inna od innych. To, co robiła na scenie było połączeniem punkowego buntu, hippisowskiej oniryczności i kościelnego mroku. Wszystkie to, co nosiła w sobie, wrzucała na scenie do jednego gara, tworząc iście wybuchową mieszankę. Siła rażenia Kory nie słabnie nawet dziś, po blisko 3 latach jej fizycznej nieobecności. To ona była tym żywiołem, który „rozgoni ciemne, skłębione zasłony”. Przynajmniej w naszych głowach. (autor: Kamil Sipowicz)
8 czerwca 2021, w dniu urodzin Artystki, nastąpi symboliczne odsłonięcie przepięknego muralu Kory na warszawskich Bielanach.
Do 3 lipca w ramach wystawy WOMEN’S BUSINESS, można oglądać Korę na dotąd niepublikowanych fotograficznych arcydziełach Jacka Szmuca z 1972 roku.