Adam Bałdych & Helge Lien Trio – Brothers

★★★★★★★★✭☆

1. Prelude 2. Elegy 3. Faith 4. Love 5. One 6. Brothers 7. Hallelujah 8. Shadows 9. Coda

SKŁAD: Adam Bałdych – skrzypce; Helge Lien – fortepiano; Frode Berg – kontrabas; Per Oddvar Johansen – perkusja; Tore Brunborg – saksofon

PRODUKCJA:Siggi Loch & Adam Bałdych

WYDANIE:25 sierpnia 2017 – ACT Music

O ile przedsięwzięcie podjęte z norweskim trio Helge Liena miało być czymś jednorazowaym, to czy nie byłoby grzechem nie pójść jeszcze raz właśnie tą drogą po tak udanym debiucie? Na całe szczęście pełni satysfakcjonujących ocen poprzedniego wydawnictwa nagrali kolejny rozdział tego bajecznego projektu. Słuchając poprzedniego albumu Adama Bałdycha w kooperacji z Helge Lien Trio „Bridges”, zostałem złamany. Wobec twórczości naszego rodaka jestem od tamtej pory, mówiąc krótko – przekupiony. Nie wiem, co począć. Napiszę jednak co nieco, bo słuchać już tego nie dam rady… Nie dam rady, bo album ten zrujnował mi ostatnie tygodnie. Nadużyłem go bowiem, ale Bogu ducha winny jestem ja? Bałdych bezczelnie prezentuje swoją kolejną płytę, a raz zasłyszana każe się odtwarzać bez końca. Uwaga! „Brothers” zostało „powiększone” o saksofonistę Tore Brunborga, chociaż tu należy wszystkich uspokoić, że nie zachwiało to samą atmosferą tegoż przedsięwzięcia.

Po raz kolejny mamy doczynienia z mariażem słowiańskiego ducha oraz dozą skandynawskiego artyzmu nawiązujących do folku i tradycji. Muzyka na „Brothers” jest jednak zdecydowanie bardziej tajemnicza, jeżeli nie powiedzieć surowa. Kompozycje kierują się bardzo ciepłą atmosferą zmuszającą do refleksji i zadumy. Z pewnością przychylna jest ku temu metoda aranżacji. Te są niezwykle rozbudowane, chociaż zachowane w schludnych, niewymuszonych i bardzo naturalnych przejściach. Aranżacje są same w sobie bardzo bogate, a kształt kompozycji jest niczym perpetuum mobile, które kształtuje się samowolnie i nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego jeśli nie zwrócimy uwagi na świetną dramaturgię utworów i dynamikę kompozycji. Bałdych stworzył w pewnym sensie nowy rodzaj skrzypkowej nomenklatury. Często udziela mu się korzystanie z charakternego pizzicato. Sprawdźcie jak genialnie rozwija się dzięki niemu chociażby Love, dodając kompozycji niezbędnego folkloru. Innym razem dźwięki wydaję się szeptać, bądź być zniekształcone; zatracone w kontekście dźwięków graniczących z konwencją sonorystyki. Właśnie dzięki takiemu podejściu słuchacz ma wrażenie głęboko wrodzonej ekspresji tego muzyka, która rodzi się z płynności tworzonych fraz. To właśnie dzięki temu, chociaż na utworach ciąży pewna wolna rozciągnięcia w czasie, czekanie na rozwój przypadków jest  najzwyczajniej emocjonujące. Posłuchajcie chociażby pierwszego z brzegu, burzliwego Prelude czy też Faith nasyconych niezwykłą feerią dźwięków. Utwory mimo minimalistycznych fundamentów reprodukowane są do bardzo zaangażowanych oraz intensywnych aranżacji, granych bez pośpiechu, bądź zrywania poszczególnych dźwięków; miarowo i bardzo płynnie.

Płyta niezwykle kompletna. Wieloaspektowa i niezaprzeczalnie przemyślana, mimo że nie zabiera drobiazgowej struktury zdominowanej przez złożone pasaże czy solówki. Melodie pełnią tu niebagatelną rolę dzięki swojej niezwykłej liryczności ozdobionej pomysłowymi harmoniami. Być może niekiedy zabrakło pewnego rodzaju instrumentalnej agresji, ale to właśnie dzięki temu dostajemy album tak bardzo delikatny w swojej formie dającej miejsce na intymność unoszącej się na niekończącej przestrzeni. Co ważne, album dedykowany jest zmarłemu przed rokiem bratu Grzegorzowi, co podbija ładunek emocjonalny samej treści. „Brothers” to bowiem nie tylko piękno i subtelność, ale i pewnego rodzaju epitafium, którego kunsztu nie sposób nie docenić.