★★★★★★★★★☆ |
1. Prognose 2. Message from Lyran 3. Brain Onto This 4. Liberate Your Life 5. Eridanus 6. Losing Support 7. Heroine is Hidden in Ochódzki’s Luggage 8. Beyond the Stars SKŁAD: Jan Mitoraj – gitary, efekty gitarowe, syntezatory; Marcin Szlachta – gitara basowa, syntezatory; Krzysztof Walczyk – organy Hammonda, syntezatory, fortepian, vocoder; Przemysław Całus – perkusja, instrumenty perkusyjne. Gościnnie: Michał Szafraniec– saksofon (5)
PRODUKCJA: Jan Mitoraj
WYDANIE: 21 września 2015
Osiem mocno przemyślanych kompozycji łączących najdalsze bieguny muzyki. Frakcja muzycznych złudzeń i fuzja brzmieniowych atrybutów każdego z członków Brain Connect. (…) to zespół instrumentalno-matematyczny z upodobaniem do łączenia części urojonych w realną całość. Melodyjne, rozbudowane i oryginalnie zharmonizowane utwory okraszone krótkimi i zwartymi kompozycjami (…). Tak przynajmniej o płycie w skrócie mówi sam zespół. Ja dodam, że są w tym opisie skromni. To jeden z zespołów, który prosi się o miano bezwarunkowej gwiazdy przynajmniej na naszej scenie. Wszak to pierwsze pełnoprawne wydawnictwo, nie licząc wydanej w 2010 roku (!) EP-ki „Get On Time”. Co jak co, ale ta płyta musi ich status – niemalże – gallów anonimów zmienić. W najgorszym przypadku będę może żałował mojej ręki, ale dam sobie za to ją uciąć.
Na płycie nie znajdziecie klarownej formy, migotliwych refrenów, które będą automatycznie odtwarzane w Waszych głowach, na co nie pozwala bardzo rozwinięta struktura aranżacji unikająca monotematyzmu. Mimo to album jest nieujadliwie urokliwy i tak pełen pozytywnej energii, że zostaje odtwarzany przeze mnie naprawdę wielokrotnie, przy czym za każdym razem zwracam uwagę na inny fragment tego dzieła. Nie ma bowiem punktów zaczepnych, które intrygują swoją siłą mainstreamu. Chłonie się ten krążek jako muzykę sensu stricto. Zwłaszcza, że uniknęli oni koniunkcji z formą wokali, które spłaszczyłyby wyraz wszystkich pozostałych środków i wartościowały poszczególne fragmenty.
Struktura aranżacyjna na pozór trudna w odbiorze. Muzyka jest bowiem spleciona w konglomeracie rytmiczno-melodycznych niuansów, które na swój sposób czarują swoją ekstrawertyczną indywidualnością. Klimat niesie za sobą masę inspiracji, które nie są jednak natarczywe i przedawkowywane. Na uwagę zasługuje tu przecież fakt, że album powstawał na ogromnym pułapie czasu, bodajże 5 lat. Oczywiście nie tyczy się to wszystkich kompozycji, ale jednak… Takie dogrywanie muzycznych opowieści, jakie zapewne miało miejscy przy długim Liberate Your Life nie zawsze kończy się przecież szczęśliwie, bo motywy się ze sobą najwyraźniej nie zgrywają i wychodzi z tego sztuczna błazenada, zlepka muzycznych idei. Przy albumie Brain Connect tego w ogóle nie da się dosłyszeć!
To uczucie muzycznej swobody w odkryciach progresji ostatni raz miałem niebywałą przyjemność słuchać przy debiucie amerykańskiej formacji Semantic Saturation z płyty „Solipsistic” (2013). Jakże cieszy się moje serce, mogąc od dziś szczycić się podobną konwencją polskiego zespołu. Nie ma tu porywu klasyki lat 70. Muzyka ujęta jest raczej w nowoczesnej formie progresji połączonej z siłą hard rocka zbliżającej się do klimatów Liquid Tension Experiment, a nawet polskiego, równie inspirującego projektu Osada Vida, który dla gitarzysty Jana Mitoraja udzielającego się w tej formacji obcy przecież nie jest (Message from Lyra).
Gitary lidera to jednak nie wszystko. Na pewno zwrócimy uwagę na niezastąpione organy Hammonda, które zmiękczają i ocieplają „agresywne” wstawki gitar rodem takich gigantów, jak Emerson, Lake & Palmer czy też współczesnych dokonań Jordana Rudessa (Hidden in Ochódzki’s Luggage). Instrumentalne improwizacje nie mają tu granic, chociaż nie ma tu negatywnej sztampy technicznych popisów. Zastępy kolejnych motywów niezauważalnie przechodzą w cień kolejnych, napędzając ambicje zespołu i podnosząc jego ramy niebywałej aranżacji. W ich kompozycjach nie ma mowy o przypadku. Nie ma tu abstrakcyjnych wynaturzeń i nawet najbardziej kontrastujące elementy śmiało można zamknąć w klamrze naturalnego pochodu dźwięków (Eridanus). To właśnie ten utwór zapętlił się u mnie niemiłosiernie długo. Wprowadza nas w swój świat orientalizmami zderzającymi się z rejonem nieśmiałego flamenco, które szanse mieliśmy już usłyszeć również w poprzedzającej opisywany utwór kompozycji. Opiewają tę kompozycję genialne motywy melodyczne rozwijające się w niesamowitej dramaturgii. Kompozycja kończy swój powód świetnymi uzupełnieniami mocniejszego brzmienia i krótkim, ale dobitnym udziale gościnnym Michała Szafrańca w elokwentnym motywie saksofonu.
Jest w tej muzyce naturalną koleją rzeczy sporo elementów rozpoczynającego światową karierę Dream Theater, który miesza się jednak delikatnie z legendami, jak Genesis, Rush, Yes oraz Emerson, Lake & Palmer (Brain Onto This, Prognose) czy Pink Floyd (Heroine Is Hidden in Ochódzki’s Laggage, Liberate Yur Life). Na porównanie ostatniego utworu względem brytyjskich gigantów wpływ miała przede wszystkim generalna atmosfera, ale jeśli weźmiemy pod uwagę całą gamę zmian dynamiki w tym ostatnim z wymienionych utworów, dostajemy zachwycającą podróż brzmieniowych wibracji. Klawisze pełnią tu rolę uwydatniającej życie przestrzeni, ale kluczową rolę pełni wirtuozeria gitar. Przechodzą w tym utworze, jak i w innych niesamowite metamorfozy stylów. Od Johna Petrucciego przez Joe Satrianiego, a na Stevie Vaiu… niekoniecznie kończąc.
Losing Support to chwila na zwolnienie tempa i cierpliwe wyciszenie w postaci delikatnego pastiszu, na który główny wpływ mają filuterne klawisze Krzysztofa Walczyka. Oczywiście Brain Connect nie byłby sobą, gdyby postawił na jedną konwencję. Toteż sam utwór przechodzi z biegiem czasu zmiany wprowadzające w aranż ciekawe zabiegi wspomnianej dynamiki. Uroku w niektórych fragmentach albumowi dodają wręcz jazzo-fusionowe elementy (Prognose, Brain Onto This, Eridinus) bądź elektroniczne smaczki (Prognose). Ba, ja nawet nostalgii Mike’a Oldfielda się tu dosłyszałem!
Śmiałe stylistyczne wojaże udowadniają pewność siebie formacji. Gatunkowa niejednoznaczność potwierdza, że nie mamy do czynienia z amatorami. A w tym wszystkim prawdziwy muzyczny wyraz wielowymiarowego brzmienia i przebojowość. Album jest fantastyczny. Nie nuży, a nurtuje. Nie dławi się we własnym sztosie technicznych fanaberii. Muzyka tak bardzo rozwinięta, a jednocześnie niesamowicie przystępna i niezabijająca ducha brzmienia swoją pychą. Najbardziej krytycznie mogą co najwyżej odnieść się paradoksalnie do długości tego albumu, który rzeczywiście swoim rozmachem może niektórych przesłodzić. To jednak spora dawka muzyki do strawienia na raz, zwłaszcza jeżeli jest to sztuka dość wymagająca, nawet dla wprawionego audiofila. Mi tylko żal i strach zostały po przesłuchaniu, że szansa na wybicie wciąż pozostanie w jakichś dziwnych okolicznościach niewykorzystana, a ja nie będę miał ręki.