★★★★★★★✭☆☆ |
1. Graveracer 2. Shake the Shiver 3. Sea of Red 4. Damage Me Deeply 5. Tripped out of Heaven 6. Pale Blue Heart 7. Love Is Not a Thing to Burn 8. No Good to No-One Now 9. In Love And Death 10. Bad’s Been Good to Me
SKŁAD: Michael Malarkey
PRODUKCJA: Michael Malarkey i A.A. Williams
WYDANIE: 10 stycznia 2020 – Cap on Cat/Kartel
Michael Malarkey większości z was nie będzie znany jako muzyk, lecz aktor, głównie obiekt westchnień Enzo z serialu Pamiętniki wampirów. Ostatnio Brytyjczyk występuje zaś w serialu Project Blue Book. Tymczasem jest on autorem dwóch EPek, a 10 stycznia wydał również drugi już album długogrający. Osobiście poznałem go przez swoją dziewczynę, której czasem zaglądałem w ekran w trakcie serialu o braciach Salvatore. Jako że szybko stał się moją ulubioną postacią serialu, którego wcale nie oglądałem, nie miałem problemu z pojechaniem na jego koncert. Nie będę ukrywał, że pierwsza płyta Michaela aż tak mi do gustu nie przypadła, ale okoliczności koncertowe sprawiły, że nabrałem większej sympatii do jego twórczości. Co nie odpowiadało mi na debiucie, zniknęło prawie zupełnie na „Graveracer”. Zbyt dużo jak na mój gust było na „Mongrels” country i mało oryginalnego folku. Nowe dzieło emanuje mroczniejszym klimatem i dojrzalszym podejściem do kompozycji. Może zasługa w tym po części A.A. Williamsa wspierającego na pozycji producenta. Często melodie przywołują mi na myśl Nicka Cave’a (Bad’s Been Good to Me), ale baryton Malarkey’iego jest znacznie melodyjniejszy, a jego utwory bardziej zakorzenione w amerykańskiej tradycji niż to, co oferuje Nick w aktualnej fazie swojej twórczości. „Graveracer” poza tradycyjnym rockowym instrumentarium bogaty jest w dźwięki klawiszy i skrzypiec, co nadaje mu głębi i dostojności.
Malarkey obdarzony jest głosem, który nawet bez talentu sprawiałby, że ludzie zwracają na niego uwagę. Na całe szczęście artysta potrafi umiejętnie z niego korzystać i często to właśnie dzięki emocjom za pomocą jego przekazywanym utwory rezonują ze słuchaczem. Damage Me Deeply jest tego świetnym przykładem ze swoją grobową atmosferą i potężnymi emocjami w głosie Michaela, który przez chwilę wywołuje nawet z grobu Petera Steela (Type 0 Negative). W Pale Blue Heart za to mamy dowód na to, że Malarkey potrafi stworzyć radiowy hit – bogate klawisze, silniejszy bit perkusji i wyrazisty motyw na gitarze połączone w świetną melodią i mamy najprzyjemniejszy moment płyty, ale też przebłysk optymizmu. Nie zapominajmy o tym, że to jednak płyta skąpana w melancholii. Zima jeszcze nie do końca nas opuściła, więc to idealny czas, by słuchać „Graveracer”. Płyty, która może i jest melancholijna, ale trudno nie dostrzec w niej optymistycznej iskry, nadziei, że coś dobrego jest tuż za rogiem. Jeśli zaś chcemy trzymać się twardych faktów, jest to bardzo dobry zestaw utworów i jak na swoje stylistyczne granice, różnorodny. Może dzięki tej płycie Michael będzie dla was bardziej muzykiem niż aktorem.