Jeśli wierzyć tytułom poszczególnych utworów, a w szczególności płyty („Panthophobie”), to strach się bać, co na tej płycie możemy usłyszeć. Pantofobia to strach przed wszystkim i każda piosenka przedstawia inny lęk, w tym także ten przed warzywami. Całą zabawę zaczyna strach przed głośnymi dźwiękami i nie ma wątpliwości, że ktokolwiek takie schorzenie ma, nie powinien zbliżać się do tego albumu. Sporadyczne krzyczane wokale, połamany, niestandardowy rytm i duża doza szaleństwa to w sumie historia Ni w skrócie. Strach przed słońcem to odrobina wokalnej awangardy i zaskakująco dostojny riff. Jest w tym szaleństwie jakaś metoda i nie można odmówić Francuzom wyobraźni i umiejętności. Kolejną wskazówką, czego od Ni można się spodziewać, jest fakt, że płytę nagrano w towarzystwie Herve’a Faivre’a z grupy Igorrr. Strach przed brakiem inspiracji stawia Ni trochę w innym świetlne, bo oto zespół trzyma się przez chwilę schematów i daję nam instrumental z soczystym riffem, który chętnie przygarnęliby panowie z Gojira. „Pantophobie” to paradoksalnie propozycja dla słuchaczy bez strachu, gotowych na ciągłe przebijanie się przez chaos i odpornych na soniczny ciężar. Za pierwszym razem czułem się przytłoczony, ale szybko odnalazłem swoją drogę przez te kompozycje i doceniłem kunszt kompozycyjny Ni.