★★★★★★☆☆☆ |
1. Want to Dance 2. Hummingbird 3. Boardas 4. Forget About It 6. Heartbeats 6. Still In A Dream
SKŁAD: Rafał Konopka – gitara, klawisze, programowanie; Magdalena Noweta – wokal; Piotr Zalewski – bas; Adam Radziszewski – perkusja; Maciej „Łoś” Niemczynowicz – klawisze; Kuba Kotowicz – wibrafon; Ernest Sienkiewicz – perkusjonalia; Piotr Baczewski – fender rhodes, fortepian
PRODUKCJA: Sałwek & Wojtek Wiesławscy (Hertz Studio); Michał Kupicz (Quality Studio); Przemysław Wejmann (Parlazza Studio); Rafał Konopka
WYDANIE: 28 kwietnia 2016 – W ramach stypendium artystycznego Prezydenta Miasta Białegostoku
Cóż, nazwa trochę złudna. Oceanu hałasu tutaj nie zaznamy, a jego całkowitą odwrotność, która dosadnie ukoi nasze niespokojne zmysły. Zespół debiut ma za sobą i o ile tamten powstał przy udziale aż pięciu wokalistów, to tym razem wystarczyła wyłącznie Magdalena Noweta, która jest również autorką tekstów. Płyta zdecydowanie tym samym bardziej spójna i uduchowiona w wyrazie swojej przestrzeni i stylu. Zresztą podkreśla to sam lider projektu Rafał Konopka: Myślę, że Magda czuje stylistykę i ducha projektu Ocean of Noise (…) choć tytuł albumu sugeruje senne klimaty, to słuchacze mogą być zaskoczeni, gdy usłyszą efekt końcowy. – stwierdza.
Zawsze chciałem nagrać album, w którym dominująca część muzyki powstałaby na żywych instrumentach. W końcu mi się to udało, bo większość partii instrumentalnych na „Still In A Dream” to prawdziwe, żywe granie z muzykami, z którymi współpracuję od dawna albo z takimi, których specjalnie zaprosiłem z tej okazji – podkreśla lider formacji. Muzyka obudowana jest na ciekawej aurze przestrzeni, w której nic się nie gubi. Materiał naturalnie faworyzuje poruszającą niewinność wokali, które z wdziękiem rozrywają oniryczny klimat. Co najważniejsze, nawet mimo kontemplacyjnej konwencji nie popada on w monotonię. Dużą uwagę przykuwają do ekspresji swojej treści, która niewątpliwie wybornie pasuje do estetyki wokali. W tym projekcie tekstowo mogłam „wylać” z siebie to, co męczyło mnie przez ostatnich kilka lat. Czasem łatwiej jest coś napisać i to przynosi większą ulgę, niż rozmowa. Jednak z pewnością teksty na tej płycie są bardziej pozytywne, niż te na poprzedniej – zapowiada Noweta. Faktycznie, jej wokal prezentuje niezwykle ciekawą filigranową manierą. Świetnie pasuje do eterycznej muzyki, współgrając z instrumentarium swoim charakterem piórkowatej barwy. Pierwsze skojarzenia w tym materiale płyną właśnie wraz z damskimi wokalami, które skierowały moje reminiscencje na znaną niegdyś formację Hatifnats. Do dziś pamiętam te przestrzenną woń wokalnych barw rozpływającą się na tle ckliwych niespiesznych melodii i podmuchu delikatności. Taki jest już pierwszy Want to Dance podbudowanym jeszcze bardziej manierycznym brzmieniem fender rhodes.
Utwory często popadają w charakter przebojów; kompozycji nagranych z ewentualnym przeznaczeniem puszczenia w radio. Nie ma tu jednak trywialności, która sugerowałaby ich szlagierowy charakter. Oszczędne w środkach kompozycje nie trącają banałem mainstreamu. W tej samym utworze melodie niczym kolibry są bardzo frywolne, okryte bajkowymi ornamentami. Całość przeciąga ciekawa transowa rola perkusja z minimalistycznymi machnięciami pędzla gitarowych strun. Hummingbird to prawdziwa subtelność brzmienia.
Instrumentalny Boardas to już bardziej skryta kompozycja w stosunku do dwóch poprzednich. Efemeryczne krajobrazy zostają tu wprowadzane przez syntetykę syntezatorów. Długa prolegomena nastraja klimatem pewnej tajemnicy dzięki post-rockowym wirażom i łanom rozpościerającego się gitarowego melanżu delayowanych gitar i miękkiego basu. Warto zwrócić uwagę na skrzętnie dobudowywaną konstrukcję tej kompozycji zrodzonej na rosnącej dynamice crescendo. Ciekawy przerywnik w stosunku do pozostałych utworów, chociaż spodziewałem się czegoś odważniejszego po tej kompozycji, biorąc pod uwagę przebojowy charakter poprzednich utworów. Tymczasem niespodzianki nie było. Nie było też jej z powrotem Ocean of Noise do bardziej „rozrywkowego” klimatu, który wypada u nich nota bene wyjątkowo nostalgicznie, ze względu na zakrawającą molową barwą melodykę, która z rzadka kiedy próbuje się z niej wyrwać rockowymi akcentami (Forget About It).
Heartbeats od razu przypada do gustu. Pierwsze dźwięki z dużą siłą nabijają pozytywną wibrację przestrzeni rozpostartej na smukłej barwie syntezatorów uprzedzonych marzycielsko-sennym nastrojem. Trzeba przyznać, że przedstawiają tym samym sporą dawkę oniryczności, która umiejętnie wypełnia nostalgiczną wymowę. Utwór charakteryzują stałe zmiany dynamiki rozbijające koloryt ogólnego przekazu niekonwencjonalnymi przejściami oraz unikalną solówka na wibrafonie Kuby Kotowicza.
Zespół ciągnie jednak do melancholijnych tematów jak ten pojawiający się w Still In A Dream. Po raz kolejny rzucają się na nas rozpływające na tle eklektycznych dźwiękach wokale. Dobrze uwydatniła się tu również rola basu, który „nie wyprzedzając” żadnego z instrumentów stawia idealne rytmiczne fundamenty pod przednią melodykę. Co niektórzy na upartego wyczują tu trochę chłodu The Cure.
Nie do końca przypadły mi do gustu wszystkie mocno kontrastujące z głównymi motywami klawiszowe elementy, które rozrywały magiczną aurę utworów jak ten w Still In A Dream. Być może ze względu na to, że od zawsze preferowałem minimalizm, a skromność zawsze ma silniejszą siłę przekazu.
Nie zaskoczyła mnie ta płyta i nie zawiodła. Jest krucha w swoim pięknie. Zdecydowanie ma potencjał na naszym rynku ze względu na dość osobliwą konwencję jaką przyjęli, bo to bardzo liryczne i amorficzne obrazy dźwięku, których u nas na rynku po prostu nie ma. Żwawe oraz interesujące partie melodyki riffów, czy też stała sekcja rytmiczna niezawijająca się w niebezpieczne meandry bardziej skomplikowanych rozwiązań. Naprawdę przyjemnie się tego słucha. W polskim światku przesączonym tanimi tworami, miło byłoby usłyszeć jeden z tych utworów przesączonych wyblakłym płótnem dream popu w radiu. Może dzięki nim przeżyjemy renesans tego typu muzyki?