●●●●●●●●●○ |
1. 01010110 2. Last Time 3. Discount 4. Fast Forward 5. Is This Love 6. Hearts & The Sea 7. Fable 8. Mistake 9. Back Track 10. Thin Times 11. So Sure 12. White Tones
SKŁAD: Filip Pokłosiewicz – wokal; Łukasz Cirocki – gitara; Przemysław Buchelt – gitara; Tomasz Jacak – bas; Andrzej Ratajczyk – perkusja
PRODUKCJA: Minerals i Grzegorz Mukanowski
WYDANIE: 23 kwietnia 2012 – Metal Mind Productions
Nothing can help me now/ Cause I’m frozen/ I’m frozen/ I’m frozen… – cóż, rzadko mi się zdarzają takie wyznania na samym początku, ale chyba się zakochałam. Co gorsza, od pierwszego usłyszenia.
Wszystko to za sprawą warszawskiej formacji Minerals, która jakiś czas temu wydała debiutancki album White Tones. Nie będę już się rozwodzić nad tym, jak bardzo ich utwory przypominają Coldplay (choćby przy słuchaniu 01010110 to jest wręcz mimowolne) albo Radiohead z czasów Pablo Honey czy The Bends – tak już jednak chyba wszyscy zareklamowali Minerals. Być może to lekkie zboczenie, ale najpierw mnie przyciągnęła nazwa grupy (tak, studiuję geologię). W Internecie szybko znalazłam kilka utworów, które od razu mnie zauroczyły – Fable, Last Time czy Thin Times, z którego to pochodzi cytat w pierwszej linijce tej recenzji.
4 i 4/5 zespołu (fot. Kuba Laskowski) |
Przyjemny, ciepły i wcale niepodobny do Chrisa Martina czy Thoma Yorke’a wokal Filipa Pokłosiewicza (w dodatku niekaleczący języka Szekspira) to duży atut i dowód na to, że nie trzeba zawodzić tudzież krzyczeć, by przekazać jakieś większe emocje. Słowa takie, jak na przykład: Take me as I am/ Doesn’t have to be till death; ekspresja wokalisty oraz świetna, zapadająca w pamięć melodia są po prostu zachwycające – a to zaledwie jeden z utworów, konkretnie o tytule Hearts & The Sea (zdecydowanie numer jeden na mojej liście utworów z tego albumu).
Każde przesłuchanie White Tones jest jak podróż po – co wydaje się jasne od początku longplaya – raczej spokojnych wodach. Wczytując się w teksty Pokłosiewicza, nie sposób zresztą nie zauważyć paru odniesień do tematyki morsko-oceanicznej (ale nie marynistycznej; żeby nie było wątpliwości – to nie są szanty): w 01010110 padają słowa Jump into the ocean, w Is This Love mamy We jump into the water, a w Hearts & The Sea… no cóż, chociażby tytuł.
OFF Festival 2012 (fot. Piotr Miecznikowski) |
Muzycznie – rewelacja. Teoretycznie są obecne nawiązania do wcześniej wspomnianych zespołów Coldplay i Radiohead. Minerals jednak nie poprzestaje na utartych przez kolegów po fachu szlakach. Przez cały tytułowy utwór bez przerwy przewijają się moje ulubione, „dudniące” bębny. Gitara w 01010110 – wspaniała. A w Mistake i Back Track – zaraz, trąbka? Moje niewzruszone geologiczne serce w tym momencie przepełniła radość i żądanie „ja chcę więcej!”
Co mnie jeszcze (pozytywnie) zaskoczyło, to fakt, że płyta jest łatwo dostępna w sprzedaży. Nie trzeba przekopywać się przez och-jakże-alternatywne sklepy czy strony prowadzące sprzedaż wysyłkową, żeby odnaleźć White Tones. Zapewne jest to zasługa wytwórni, a jak się jeszcze spojrzy, co i kto poleca album, sytuacja staje się jasna.
Kiedyś sądziłam, że prędzej mi kaktus wyrośnie, niż będę chwalić polską muzykę. Teraz… no cóż, kajam się i podlewam tego nieodżałowanego kaktusa. Dawniej po prostu nie przyszło mi na myśl, że istnieje jakaś niekomercyjna scena. Być może Mineralsi jak na razie szturmem nie zdobyli tej popularnej sceny w naszym kraju, jednak z drugiej strony, patrząc na to co się teraz wyrabia w Opolu czy Sopocie, nie ma chyba takiej potrzeby. Fani dobrej muzyki sami ich znajdą.
MINERALS – HEARTS & THE SEA